KRYZYS DUCHA

MIŁOŚĆ CZŁOWIEKA I... BOGA

Życie, nasze doświadczenia, nasze cele, nasze zrozumienie, i nasza ludzka miłość!

Człowieku, jesteś Wielki, a zarazem maleńki, mniejszy dla Wszechświata niż bakteria w twoim ciele ... ale posłuchać ciebie to aż dech w piersiach zapiera ile ty potrafisz, jaką ty masz wiedzę, jak ty kochasz ... szczególnie kiedy naczytasz się różnych książek. Prawisz rozprawy o miłości, i pouczasz bliźnich jak mają kochać i udowadniasz im jak to ty ich kochasz ... prawdziwie boską miłością .... hmmmm ... i nie wiadomo, czy można tę miłość od ciebie przyjąć, czy lepiej przed nią uciekać pod opiekę tych, którzy ci wcale miłości nie obiecują, ale potrafią być uczciwymi wobec siebie i innych?

Miłości nie można nauczyć się poprzez książki, przez internet, przez ćwiczenia yogi, zajęcia duchowe, które „budzą” czakrę serca .... a nawet nie możesz jej otrzymać z mlekiem matki, czy przez geny ... miłości uczą doświadczenia życia i wcale nie te piękne, które słodzą twoje życie, tylko te gorzkie niczym piołun.

Człowieku, zastanów się, kim ty jesteś? Potrafisz doskonale oszacować drugiego człowieka ... rozszyfrowałeś całą naturę ... a jeszcze sięgnąłeś dalej ... po Boskie rzeczy .... ale wprzódy je ustawiłeś pod własne pragnienia ... i zapomniałeś, że aby je otrzymać należy już chodzić w swojej „czystej koszuli.” Czynisz się bogiem na tej ziemi, myślisz, że ci wszystko wolno, i myślisz, że jesteś już jednością ... tylko z kim, z czym?

A ja mówię .. i to nie jednemu, Pan Bóg amputuje tych, którzy są bezużyteczni, którzy tylko pasożytują na Boskiej energii, tak jak ty amputujesz wrzód na swoim ciele, który nie daje się uleczyć, a niesie ci tylko ból, cierpienie i niszczy zdrowe tkanki. Pan Bóg amputuje tych, którzy nic nie robią dla Niego, niczym ogrodnik bezowocne drzewo ... i nie ważne czy to będę ja, czy ty ... oboje podzielimy ten sam los jeśli w porę nie zrozumiemy Boskich Praw, skoro będziemy trucizną w Jego Domu.

Książki, książeczki, internetowe channelingi i co z tego wynika? Osiemnastolatkowie uczą starych ludzi życia, odwróciły się role ... uczą rodziców wychowywać dzieci, uczą miłości i jak znaleźć drogę do Boga, którą nawet już zmierzyli w kilometrach .... Oj, ile w nich jest mądrości, jeszcze główki nie dojrzały, ale już zamieszkał w nich geniusz ...

Prawdą jest, że dziecko uczy rodzica miłości, rozwija jego serce, a kochająca matka nosi w sobie największą miłość; bo któż człowieka w życiu najlepiej obroni, któż jest najlepszym adwokatem, lekarzem jak nie matka ... ale dziecko nawet to dorosłe nie bardzo zdaje sobie z tego sprawę jak ta miłość wygląda, dopóki samo rodzicem nie zostanie.

I każde dziecko powinno wiedzieć, że ma w życiu dwie świętości: matkę i ojca. Kto szanuje matkę i ojca dostanie wielokrotnie więcej i odziedziczy życie wieczne. Kiedy matka odwróci oczy od swojego dziecka, to zaczyna błądzić i ginie w świecie pozbawionym ciepła i miłości.

To matka jest dla ciebie twierdzą, murem nie do obalenia, rzuci na ziemię każdą bestię, która wyciągnie ręce po jej dziecko, bo jej miłość jest potężna. Ale matka i ojciec potrafią być nieprzejednanymi sędziami, okrutnymi w postępowaniu i mowie kiedy widzą, że ich dziecko wchodzi na niewłaściwą drogę, i nie dlatego, że go nie kochają, tylko dlatego, że ich miłość jest potężna.

Bywa, że nie wszyscy rodzice dorośli do takiej miłości, sami tego w życiu nie doświadczyli i nie umieją uczynić własnego dziecka szczęśliwym. Dlatego ważne w życiu jest wychować własne dzieci, przeżyć macierzyństwo, rozbudzić w sobie własną miłość, inaczej nigdy w życiu nie zaznasz smaku prawdziwej miłości, nie da ci tego żaden kochanek/kochanka ile ci dają matka i ojciec.

Również to nie znaczy, że takiego rodzica, który nie obdarzył nas miłością mamy wyciąć ze swojego życia. Nawet jak postępują nierozumnie, nielogicznie i samolubnie, kochaj ich mimo wszystko. Prawdziwa miłość boli, ale prawdziwa miłość także nie bierze niczego w zamian, prawdziwa miłość tylko daje. Prawdziwa miłość ogałaca nas z samych siebie, a największą chorobą naszych czasów jest brak miłości, miłosierdzia, obojętność na niedolę drugiego człowieka, miłość za pieniądze. Toteż jak tu widzimy, aby rozpoznać prawdziwą miłość należy przejść długi kawałek życia i poprzez własne dzieci nauczyć się jej od podstaw.

Tutaj też łatwo zauważymy jak słowem miłość szarżują dzisiaj wszyscy, szczególnie ci młodzi, którzy jeszcze nie dorośli do roli ani matki, ani ojca ... to ci nas dzisiaj uczą miłowania .... poprzez pretensje, użalania, oskarżenia .... ale dzisiaj jajo zrobiło się mądrzejsze od kury ... moi mili, troszkę pokory, pokora to nic innego tylko prawda, wprzódy zastanów się co ty dałeś innym w życiu?

Skoro jeden i drugi jesteś taki mądry, skoro znasz wszystkie prawa energii, skoro masz odpowiedź na wszystkie pytania: to dlaczego mamy na świecie jeszcze tyle cierpienia, dlaczego nie uleczyłeś jeszcze wszystkich chorób, czemu nie powstrzymałeś trzęsienia ziemi i tsunami ... i tych wszystkich strasznych rzeczy, które dzisiaj nas otaczają? Dlaczego swoją mądrością nie zatrzymasz śmiercionośnego promieniowania i nowej wojny? Ja wiem ... karma ... świat musi odpokutować, a ty nie będziesz się w to mieszał. A może to przy okazji i ciebie Bóg testuje ... ile jesteś wart człowieku, jaka jest pojemność twojego miłosierdzia? W tej grupie znajdujemy i tych, którzy mocno walczą z Jezusem Chrystusem, a nawet z Panem Bogiem i z całym tłumem bogobojnych ludzi.

Już wiem, że te moje słowa na wielu zadziałają jak granat rzucony w tłum tych, którzy już myślą, że osiągnęli własną duchową doskonałość. Już widzę ich wzburzenie i komentarze.

Książki, książeczki, różne informacje ... jedna pisze - Jezus umarł na krzyżu, a na trzeci dzień zmartwychwstał, druga, że Jezus przeżył, ułożył sobie dobre życie we Francji, miał żonę, dziecko .... trzecia, że żył długie lata, a swojego żywota dokonał w Japonii ... też przeszłam przez tą szkołę, też to czytałam i już sama nie wiedziałam komu tu wierzyć? Czy mam płakać czy się cieszyć, ... z jednej strony fajnie, że Jezus uniknął śmierci, szczęśliwie ułożył sobie życie ... ale z drugiej strony: co będzie z naszym zbawieniem? Kto nas teraz zbawi? Czy damy radę dokonać tego sami? A to dopiero trzy książeczki, a tam w bibliotece jest cała wielka półka z „Jezusem” w tytule, i co ja mam z tym zrobić? Dokończyć czytania i poznać jeszcze kilku życiorysów Jezusa, czy już dać sobie spokój z tą książkową wiedzą i znaleźć własną drogę? Płakałam kilka godzin, a później wyrzuciłam wszystkie książki i wzięłam się za czytanie Biblii. Wiedziałam, że muszę wybrać jedną drogę, jedną myśl, choćby nawet dla własnego psychicznego zdrowia. To był koniec listopada 2000 roku.

Zrozumiałam, że nie należy już dalej szukać, tylko po prostu ... KOCHAĆ JEZUSA. Kochać za to, że z nami był na Ziemi, żył jako człowiek, kochać za to, że wspierał bliźnich, leczył chorych, wypędzał demony... kochać Go za jego Mądrość, za wszystkie Jego słowa, które otwierają nam furtki do Nieba. Kochać Go za to, że umiał być prawdziwym człowiekiem ... ileż mi jeszcze do Niego brakuje .... ja dopiero na tej drodze raczkuję, dopiero uczę się być prawdziwym człowiekiem!

Kim jest ten Jezus ... Bogiem czy sługą? Przyszedł na Ziemię jako człowiek, mówił o sobie - Syn Boży, a przyszedł nam służyć. Uczył nas, kochał nas, a nawet mył uczniom nogi. Pokazywał nam jak człowiek powinien kochać drugiego człowieka, uczył wybaczania, więc jakże my ludzie możemy od niego stronić? Jakże my ludzie nie możemy być z Nim w dobrych relacjach?

Biblia mówi:

"Na początku było słowo,
a słowo ciałem się stało
i zamieszkało wśród nas.”

Służyć innym, troszczyć się o nich to jest prawdziwa miłość. Przez to nasze służenie czynimy łatwiejsze innych życie, rozwijamy szacunek do drugiego człowieka. I nie muszą to być wielkie rzeczy, tylko te maleńkie, ale jakże pomocne innym, aby ich życie stało się znośniejsze.

To są Prawdziwe Boże Dary w służbie dla drugiego człowieka, dzięki nim potrzebujący odczuwa radość, odzyskuje wiarę ... czy ty potrafisz stać się czyimś sługą? Sługą zmartwionego, chorego, głodnego, czy potrafisz szczerze przytulić człowieka, który brzydko pachnie i ma wrzody na całym ciele? Jeśli to potrafisz, możesz być pewny - wejdziesz na szczyt własnej doskonałości a, tam otworzy ci drzwi sam Pan Bóg. I uwierz żadne techniki duchowe w salach wypełnionych po brzegi duchowymi nauczycielami nie otworzą ci tej furtki, jeśli jeszcze nie widzisz niedoli drugiego człowieka, jeszcze mu bezinteresownie nie służysz.

Jakaż to radość dla drugiego człowieka, nie z posiadania rzeczy, tylko dawania prawdziwej miłości. Jakież to szczęście, kiedy ta miłość jest trwała, tam już Bóg jest częścią tej miłości ... a człowiek kochany, szczęśliwy przesuwa granice zła, nie żyje w pustce, bez wiary, nadziei...

Wszyscy chcemy być przez kogoś kochani, czasami tylko uśmiech może już komuś pomóc... NIGDY NIE TRAĆ WSPÓŁCZUCIA DLA INNYCH!

Czasami trudno jest kochać bezwarunkowo, bo jesteśmy samolubni, ale podążając za Jezusem stajemy się podobni do Niego, wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi, a Bóg chce abyśmy Go wszyscy miłowali.

Jezus nas kocha, Jezus chce nas wszystkich i z utęsknieniem czeka na naszą miłość. Wpisz mu się do Serca, każdy człowiek stworzony jest do miłości. Ludzie oczekują przyjścia Jezusa, a przecież On jest cały czas z nami, jest Pasterzem nas wszystkich, nie uznaje dyskryminacji. Jest Nauczycielem miłości wszystkich ludzi, wszystkich zwierząt, roślin, całego stworzenia. Jego opieka jest potężna, od pierwszego dnia życia aż do śmierci nie zostawi cię z błahego powodu, nie trzaśnie drzwiami i sobie pójdzie, nie zostawi cię z problemem, nawet wtedy kiedy to ty popełnisz pomyłkę. Nie zostawi cię kiedy jesteś chory, smutny. Jego miłość jest przystępna dla wszystkich.

Jeśli potrafisz prawdziwie i bezinteresownie kochać masz już potężny klucz do Boga. Kochaj, a nie rzucaj pustych słów po próżnicy, podziel się wszystkim, wesprzyj tych, którzy tego potrzebują, chroń słabszych. Wystarczy otworzyć własne serce i kochać tak jak ciebie kocha Bóg - ZA DARMO! Nie ważne kim jesteś, ile masz w kieszeni pieniędzy, kocha cię bez względu na grzechy i wszystko przebaczy jak tylko okażesz własną skruchę. A wszystko czego ty potrzebujesz to: kochać, akceptować miłość i przyjąć Boga do twojego domu i serca.

Jezus jest wyrazem Boga, a Jego Miłość do ciebie jest nieskończona.
Stworzeni na obraz Boga są ci, którzy potrafią prawdziwie kochać. Bóg jest Miłością - serca do serca . Miłość Boga nie ma końca ani początku. Bez miłości nie ma prawdziwej mądrości.

Miłość Boga .... dla człowieka niewyobrażalna, jest tak piękna, że żadne słowa jej nie opiszą. Jeśli będzie ci dane przeżyć ją za życia, znaczy dostałeś z nieba najcenniejszy dar i już niczego w życiu nie zapragniesz tylko będziesz z utęsknieniem czekać na tą chwilę, kiedy ponownie z Serca Boga popłynie do ciebie Boska Miłość. Dzięki tej miłości, wszystko to co na Ziemi pragniesz zbudować latami urośnie w tobie w ciągu jednej chwili, to jest ocean nieskończonego Serca, możesz się w nim kąpać, możesz się nim żywić, możesz nim oddychać, zapada głęboko w twoim sercu, nie odczujesz już pustki nawet w najpotężniejszej pustelni świata. Wychodzisz ze sztucznego mroku i wszystko wokół ciebie ożywa.

Długie lata myślałam sobie, że Bóg był dla mnie zbyt surowy, dał mi życie, ale w niczym nie pomagał, a jeszcze rzucał grube kłody pod nogi. Nigdy nie dostrzegałam w nim troski o moją osobę, był w stosunku do mnie jakiś małoduszny .... aż do dnia kiedy nagle objawił się w moim śnie, od tamtej pory w moim życiu nastąpiła potężna rewolucja. Bóg swoim wejściem w moje życie zaćmił mi świat, na długi czas zostałam zupełnie sama.

W tej samotni rozpatrywałam ponownie moje całe życie, co było w nim dobre, a co złe? Gdzie były moje błędy, co chciałabym w nim zmienić, nie był to dla mnie łaskawy czas. Bóg dotknął mnie palcem i zniknął, a razem z nim moi przyjaciele, znajomi, walił się mój świat, nękała mnie tajemnicza choroba. Przez głowę przelatywało tysiące myśli. Ale wówczas nie stałam się wrogiem Boga (chociaż znacznie później zdarzyło się, że upadałam pod ciężarem własnych doświadczeń), to jednak w tym okresie czułam mocniej niż poprzednio, że On naprawdę istnieje pomimo, że Go nie widziałam, to czułam Go obok siebie jak wiatr.

Miotałam się na wszystkie strony, cierpiałam, ale miałam Wielką nadzieję, (o którą sama nigdy się nie podejrzewałam), że Bóg mnie wysłucha. Miałam nadzieję, że przyjdzie taki dzień, że mi pomoże i zmieni na lepsze moje życie. Wiedziałam, że Bóg nie chce mnie zgubić tylko czegoś nauczyć, jeszcze nie bardzo wiedziałam - czego? Chociaż w tamtym czasie (tak mnie się wydawało) Bóg nie karmił mnie łaskami to jednak rzuciłam się przed Nim na kolana, upokorzyłam się, prosiłam o wybaczenie za wszystko co w życiu złego uczyniłam. Minęło jeszcze kilka miesięcy i dużo w tym czasie się wydarzyło - przeżywałam już swoje pierwsze mistyczne doświadczenia, potężne walki z niewidzialnym wrogiem.

Opadło już nieco pierwsze zdziwienie i wielki szok, już zdawałam sobie sprawę, że Bóg chce mnie do czegoś użyć. Wiedziałam, że już nigdy nie powrócę do swojego starego życia. W tym czasie uczyłam się także rozpoznawać Chrystusa, którego jak się okazało, ja, katoliczka w ogóle nie znałam. Byłam ślepa i głupia, a nawet nie wiedziałam co znaczy Jego Wiecznie płonący Ogień w Sercu ... myślałam, że to fantazja jakiegoś malarza .... i w swojej wielkiej naiwności myślałam, że znajdę w bibliotece gotową prawdę o Jezusie. Szybko się przekonałam, że nie tędy wiedzie droga do prawdy. Z przerażeniem odkrywałam jak daleko dałam się zwieść światu. Zrozumiałam, że głębia ludzkiego życia jest ukryta w nas samych.

3 listopada 2000 przeżyłam pierwsze spotkanie z Jezusem Chrystusem, który ofiarował mi na swojej dłoni własne serce, widziałam ten wieczny płomień obok mnie, był na wyciągnięcie ręki, w tym dniu z moich oczu spadła do końca zasłona. Nie miałam już złudzeń, to co się ze mną działo nie było z tego świata, nie byłam też chora na ziemską chorobę. Jakże jeszcze wtedy byłam mała i prymitywna, jeszcze nie wiedziałam ile się muszę nauczyć ... wszystkiego .... a przede wszystkim zrozumieć: kim naprawdę jestem? Póki co, wynurzyła się przede mną tylko jakaś kaleka postać, która wszystko co widziała, to tylko swoje odbicie w lustrze, swoją maskę iluzji. Wejście Jezusa w moje życie było więcej niż zapaloną świecą, było potężną płonącą gwiazdą, w świetle której ujrzałam moją nicość.

To co zdarzyło się 3 listopada nie można tego wyrazić w słowach, namalować kolorami, opisać wierszami, zagrać muzycznym rytmem, to trzeba przeżyć na własnej skórze i odebrać własnymi zmysłami. A to co przyszło do mnie znacznie później w dniu 6 stycznia 2001 było jeszcze donioślejsze, chociaż nie było tam ani jednego słowa, szeptu, dotyku, było tylko połączenie dwóch serc, które nagle ja śpiąca w łóżku zaczęłam odbierać z jakiegoś punktu obok mnie. Otworzyłam oczy, było ciemno, cisza, obok mnie na krawędzi łóżka siedział cichutko Jezus Chrystus i patrzył na mnie z miłością. Nie przestraszyłam się, bo miłość jaka płynęła z Niego do mnie była tak potężna, że trudno ją ująć w słowa.

Promieniowała w całym pokoju. Miłość, która niosła cudowny zapach miłości, która grała i śpiewała swoistą pieśń i wnosiła w moje serce ogień, a ten płonął ale nie palił. Rozwijał moc mojego istnienia, usuwał moje osamotnienie. Poczułam się zespolona z całym Wszechświatem. Trwałam w ramionach jakiejś mocy, która leczyła we mnie wszystkie rany. Oddychałam tą miłością i cieszyłam się jak małe dziecko.

To nie była miłość jaką czują kochający się ludzie, to była miłość z powiewem świętości, czci, potężnego szczęścia. Trwało to jakiś czas i nagle poczułam, że muszę wyjść do łazienki ... Jezus Chrystus zniknął ... jakże czułam się nieszczęśliwa, byłam na siebie rozgoryczona, jakże mogłam zniszczyć tak cudowne chwile, coś tak subtelnego, pięknego ... ot, moje niedoskonałe ciało .... Wróciłam z łazienki, była godzina 1-sza w nocy, ponownie położyłam się do łóżka, smutna, rozczarowana .... i co się dzieje?

Nagle z mroku wynurza się sylwetka Jezusa Chrystusa, siada na krawędzi łóżka i wszystko wraca, czuję się całkowicie bezpieczna i nasycona cudowną miłością. Mijają godziny, a ja cały czas pływam w oceanie miłości ... trwałam tak do 5-tej rano, niebieski mrok uchodził, a z nim ten cudowny przekaz miłości. Odchodził też Jezus, ale w zamian zostawił mi cudowny obłok pachnący Jego Miłością. Już nie było mi smutno tylko radość zalewała moje serce. Przeżyłam coś najpiękniejszego - Miłość Boga i zdawałam sobie z tego sprawę, że to dopiero przedsionek Nieba. Zdałam sobie także sprawę, że ja nie jestem zdolna do takiego kochania, bez względu na to ile czasu spędzę tutaj na Ziemi ucząc się tylko miłości.

Jakże można żyć szczęśliwie na Ziemi, skoro zakosztowało się takiej miłości ... jakże można mieć spokojną noc i słoneczny dzień? Można szukać latami ziemskiego szczęścia, ale kiedy raz posmakujemy Boskiej Miłości to szybko pojmujemy, że ludzka miłość jest niczym, tutaj na Ziemi nie ma takowej, która się przejawi kolorem, zapachem, oddechem, pieśnią ... w każdym jej elemencie jest urok i piękno ... i pozostaje za nią tęsknota na zawsze!

Wszystko to zdarzyło się więcej niż 10 lat temu, tylko kilka osób znało to moje doświadczenie .... myślę, że to jest dobry czas, aby ją ukazać większej ilości ludzi, teraz kiedy w naszym życiu mamy tyle różnych wątpliwości, co do Jezusa, Jego misji, naszego przeznaczenia ... teraz kiedy ludzi tyle rozprawiają i zachwycają się swoją niedoskonałą miłością...

Boże Drogi!
Uczyń, aby twoje dzieci
wzajemnie się miłowały
chociaż w maleńkim procencie,
tak jak Ty miłujesz nas!

Niech podczas ziemskiego wędrowania
ich serca zastąpią im niebo.
Pamiętaj o nas wszystkich
i na wszystkich drogach.

Jezus jest miłością
On nie zawiedzie,
zawsze jest w twoim sercu
zawsze jest w moim sercu ...

znam Jego miłości moc
znam Jego miłości smak
znam Jego miłości zapach
znam Jego oczu miłosny żar...

Idę za Tobą Jezu
dokądkolwiek zaprowadzisz mnie,
Twój płomień mnie ożywia
nikt mnie tak nie kochał jak Ty!

Kto może przywrócić moje życie?
Kto może mnie uzdrowić?
Kto może mnie wykupić?
Kto może mnie uwolnić?

Jezu, tylko TY!

Boże, dziękuję Ci za Jezusa,
jestem ci wdzięczna za to,
że Jego miłość i mądrość
codziennie podaje mi dłoń.

Nikt mnie tak nie kocha jak ON!

17 march 2011

WIESŁAWA