Bóg nie chce abyśmy pozostali w tym
świecie w
naszej formie, nawet w największym szczęściu... chce nas
wynieść jeszcze wyżej, bliżej siebie aż do osiągnięcia
całkowitego z Nim zjednoczenia... toteż nie stwarza dla nas
przez cały czas komfortowych warunków życia na Ziemi... chce
abyśmy zapragnęli być bliżej Niego.
A
nic tak nie przybliża do Boga jak nasze utrapienia, wówczas
rozpoczynamy intensywne Jego poszukiwania, czujemy się
marnie, jesteśmy nieszczęśliwi i intuicyjnie czujemy, że
właśnie to Najwyższe Źródło Wszystkiego może nam pomóc.
Dopiero wówczas następuje w nas początek prawdziwego naszego
odczuwania Boga. Wówczas czujemy, że to Bóg jest tym
najlepszym lekarzem, wyższą formą Światła, która nas może
naprawić, pocieszyć... i co ważne, wcale nas nie poucza, nie
próbuje strofować jak to czynią ludzie - Bóg powoli, swoimi
sposobami prowadzi nas do podobieństwa do Siebie jak to
czyni każdy dobry rodzic wobec swoich dzieci.
Jeśli zaczynamy odczuwać w sobie ogromny wstyd za nasze
poprzednie niezbyt chwalebne akcje w życiu, znaczy Bóg już
wpływa na nasze obecne życie, zaczynamy zauważać jacy
jesteśmy mali, nieudaczni, egoistyczni, brudni. To pierwszy
ślad, że zdajemy sobie sprawę z różnicy między sobą i
Bogiem. Jest to etap podświadomego odczuwania Boga, który
ciągle się przed nami ukrywa, niemniej rodzi się już w nas
ta prawdziwa samokrytyka - kim naprawdę jesteśmy w obecnym
stanie. To w tym odczuciu wstydu czujemy chęć naprawienia
swoich błędów, już nie przez zamykanie na nie oczu tylko
poprzez wielką chęć naprawy siebie. I powolutku zaczynamy
wchodzić na drabinę duchową, z początku jeszcze nieśmiało i
chcemy być tacy jak Bóg, doskonałymi. To na początku będzie
wielkim pragnieniem, co pozwala odpychać to co zaniża nasz
poziom doskonałości.
Odpychając jakąś cząstkę naszego pragnienia, które nas
zaniża automatycznie przyciągamy w nas cząstkę Światła
Bożego, ponieważ chcemy już sprawiać zadowolenie Bogu... i
nie ważne będzie dla nas nasze zadowolenie tylko uczynienie
zadowolenia Stwórcy. Jeśli potrafimy to w pełni zrealizować
wówczas upodabniamy się do Stwórcy i w miarę swojego wzrostu
po drabinie duchowej stajemy się tym samym naczyniem
połączonym. Stwórca wzmacnia nas swoim światłem a my
oddajemy go z powrotem Stwórcy, widać tu wyraźnie, że
pozbywamy się ludzkiego egoizmu.
Tylko w ten sposób zbliżamy się do Boga i natychmiast
zaczyna się nasz proces naprawy, kiedy Bóg i Jego
stworzenie zaczyna łączyć się w jedno. Kiedy Bóg wypełni nas
całkowicie swoim światłem równamy się jedności. Toteż
powinniśmy baczyć na swoje egoistyczne myślenie, działanie,
które jest przeciwne temu procesowi ponieważ będziemy
oddalać się od Boga tym samym opóźniać zjednoczenie się z
Nim.
Dopóki nie nauczymy się dawać nie oczekując nic w zamian
trudno nam będzie wzrastać wzwyż i zrównać się z Bogiem,
ponieważ taka jest natura Boga - dawać a nie brać i to jest
naturalne Jego prawo... zaspokajać własne stworzenie.
Duchowe działanie człowieka już na jego duchowej drodze to
oddawanie, aby komuś pomóc, zadowolić go, co dla ludzi
egoistycznych jest niezrozumiałe - jak to oddać swoje aby
kogoś zadowolić?
Człowiek egoistyczny pragnie tylko otrzymywać toteż na
drodze duchowej dawanie musi się wywodzić z czystego serca,
z bezinteresownej miłości, wówczas człowiek wznosi się - to
Bóg go wynagradza... i ciągle pamiętajmy - człowiek robi
krok do Boga ale i Bóg idzie do niego... tylko, że Bóg robi
do człowieka 10 kroków więcej. Każdy nasz jeden schodek do
Boga wznosi nas na coraz to wyższy poziom duchowy, nasz
dystans między nami a Bogiem skraca się. I pamiętajmy, nasze
wznoszenie odbywa się po obu stronach - my wchodzimy wzwyż a
Bóg wychodzi nam na spotkanie. Nasz duchowy poziom to nasze
miejsce w duchowych światach i zależy od tego ile my sami
dajemy i ile otrzymujemy od Boga... znaczy, ile przyjmiemy w
siebie Światła Bożego.
Vancouver
3 Feb. 2015
WIESŁAWA
|