Mmm.... Zapewne wielu z was zastanawiało się nad tym
zagadnieniem. Ja mam
pewne doświadczenie w tym temacie z którym
chciałbym się podzielić z wami.
Otóż
w mojej psychice od dziecka istniał pewien pociąg
do eksperymentowania z środkami psychodelicznymi. Tak się sprawy
złożyły, że w wieku 17 lat czyli w 2 lata po wyruszeniu
w
duchową wędrówkę zacząłem używać marihuany. Przed swoją
przygodą z "ziołem", najpierw przeczytałem parę książek
i mnóstwo opisów przeżyć. Zbierałem informacje
za i przeciw
i ostatecznie zdecydowałem się.....Kilka razy paliłem z
towarzystwem, ale potem wolałem samemu...
Łącznie zapaliłem kilkanaście razy,. Wykorzystywałem
"trawę" jako pomoc w medytacji . Początkowo było świetnie,
pogłębione odczuwanie, niezwykłe przeżycia
poetycko-estetyczne, głębinowe przemyślenia o sobie i świecie...
Wtedy używałem "lżejszego" stuffu, a medytowałem
spokojnie pośród natury....Po pewnym
czasie obudził się we
mnie szaman. Chciałem przy użyciu narkotyku rozwiązywać
zagadki życia. Medytacja i z natury moja wrażliwa istota
powodowały, że ten środek
działał na mnie o wiele mocniej niż
na przeciętnego człowieka.
I tu zaczął się mój
wielki upadek.. Zacząłem wypalać większą
ilość zioła i kładłem się do łóżka -
doświadczenia poza
ciałem, mistyczne (fałszywe) przeżycia, paranormalne talenty
budziły się...
Zostałem na rok pozbawiany normalnego życia (i to ten piękny młody
wiek! 17lat)
O, Panie co mnie spotkało! Od zawsze miałem zatargi, że tak
powiem ze złem..
A ja wystawiłem najwrażliwszą część istoty, którą ono
przebiło...
NARKOTYKI + ROZWÓJ
DUCHOWY = DEMONICZNE BEZDROŻA MISTYKI
Wprawdzie Haxley powiedzał: "O jedenastej łyknąłem pigułkę.
Widziałem
to, co oglądał Adam owego poranka, gdy został stworzony
nieustający cud nagiej egzystencji. Posiadając wiedzę dotyczącą chemicznych uwarunkowań
transcendentnego doświadczenia początkujący mistyk powinien zwrócić
się o techniczną pomoc do specjalistów w dziedzinie
farmakologii". Jednak prawdziwe oświecenie, trwała świadomość mistyczna
niewiele ma wspólnego z jednorazowym doświadczeniem
transcendentalnym. Jednemu z zapaleńców, który używał
narkotyków do wywoływania mistycznych stanów, argumentując to,
że przecież wszystko pochodzi od Boga, Adam Bytof powiedzał że
skoro tak, to niech położy się na mrowisku - to przecież też
pochodzi od Boga... Wprawdzie mało, kto używa mocnych
psychodelików.
Jednak wiem jaki jest ogrom młodzieży używającej marihuany! Na
szczęście są znacznie słabsze niż np. LSD,
"grzybki", czy indiański pejotlu. A osobom nie
medytującym nie grozi nic poważniejszego, poza oczywiście różnymi
zaburzeniami psychicznymi- osłabiona pamięć, lenistwo itd. Wszyscy poważni
mistrzowie duchowi przestrzegają przed tego typu
skrótami!
Z doświadczenia wiem, że "faza" może pójść w 2
kierunkach - ekstatyczne przeżycie lub w dół -
psychoza. Ten pierwszy kierunek spowodował, że wiele razy przekonałem
siebie, nawet po przykrych kontaktach z ziołem. Dopiero wiele miesięcy po wyzdrowieniu z rocznego "opętania"
przez ciemność, dane mi zostało zrozumienie, że nie należy w
ten sposób próbować przyśpieszyć "medytacyjnego wejścia".
Marihuana otwiera nasze górne czakramy, szczególnie 4, 5, 6-daje
więc
chwilowy głęboki wgląd w inne sfery... Jednak ostatecznie
wychodzimy na tym
biznesie gorzej, chwilowe otwarcie wyższych
centrów przepłacamy ich mocniejszym zamknięciem po zakończeniu
ekscesu. A więc chwilowy wgląd - potem max osłabienie, tracimy
b. dużo energii - blokady i ogromne deformacje(!)
w wyższych centrach. Szczególnie osoby rozwijające się wewnętrznie
tracą najwięcej - szczególnie żal
świeżości umysłu, który
nie jest jeszcze zaśmiecony fantastycznymi teoriami. Lepiej,
po
stokroć lepiej(!) poruszać się małymi krokami, krok po kroku niż
tracić czas na psychiczne zabawy, które w najlepszym wypadku
po prostu nie przyniosą niczego dobrego na ścieżkach ducha.
Szczególnie strzec się powinny osoby o słabej konstrukcji
psychicznej czy psychotycznej -> grozi im natychmiastowy
zalew często przerażających treści z głębokiej
podświadomości i psychoza lub uaktywnienie schizofrenii, o
której nie mieli nawet pojęcia!
Z Indii pochodzi maryśka-więc niektórzy w swej głupocie
palą bo chcą być
jak tamtejsi sadhakowie!! To Absurd!! To są
zwykli żebracy, a nie poszukiwacze
ducha!
Siedzą całymi dniami zasnuci w mgle nieprzytomności, ci "sadhakowie"
i otrzymują złudę, otrzymują ich prawdziwego boga -Mayę.
Jeden dowód na to, że jakiekolwiek narkotyki używane w celach
religijnych nie
prowadzą do otrzymania prawdziwej wiedzy. Otóż
czysta wiedza, zawsze niesie za sobą moc do tego do kogo wstępuje.
Ten Duch Święty nie wchodzi do ezotero-narkomanów. Co innego
prezentują święci, mistycy i joginowie - duchowe zdolności.
Taka biorąca osoba może co najwyżej spoglądać w ciemny
astralny świat-...gdzie miło wcale nie jest.
Ktoś ma z tym doświadczenia, to niech się podzieli. Będę wdzięczny za uzupełnienie.
Mógłbym jeszcze wiele napisać - jak ktoś ma jakieś
pytania to odpowiem.
To na prawdę poważny temat, cel napisania przez mnie artykułu będzie spełniony
jeżeli choć jedna osoba, która tu zajrzy porzuci
jakiekolwiek narkotyki.
Nie wpadnie wtedy w to co tak opisuje
Tybetańska Księga Umarłych:
"Pan Śmierci będzie wlókł
cię przy pomocy sznura nałożonego na twoją szyję, odetnie ci
głowę, wyrwie ci serce i wyciągnie na wierzch twe wnętrzności"
-
sceny jakie rozgrywają się w miejscach do których można zbłądzić
podczas nawet jednorazowego medytacyjno-narkotykowego wejścia.
Pablo
|