W przyszłą środę przed sądem w Zielonej Górze staną dwie menedżerki
z zakładów mięsnych w Sławie. Prokuratura oskarża je o fałszerstwo.
Zakład sprzedawał bowiem wędzonkę z wirtualnej cielęciny. Na
etykiecie zapewniano, że produkt zawiera 91 proc. mięsa, a wcale go
w nim nie było. Podobnie zresztą jak w parówkach. Fałszowanie wędlin
nie było jednorazowym incydentem, trwało kilka lat. Obu kobietom
grozi do 10 lat więzienia. Teoretycznie, bo w ostatniej dekadzie
nikt w Polsce za sfałszowanie żywności nie trafił za kratki.
Producenci i handlowcy przyłapani na nielegalnym ulepszaniu wyrobów
płacą zwykle kilkaset, góra kilka tysięcy złotych kary.
Takie ryzyko
można wliczyć w koszty produkcji, a interes i tak będzie opłacalny.
Głównie dlatego, że polscy klienci szukają tanich produktów. Z badań
wynika, że 80 proc. Polaków przy zakupie żywności w pierwszej
kolejności kieruje się ceną, bo są przekonani, że chronią ich
wyśrubowane unijne normy, a krajowa żywność i tak bije na głowę
zachodnie produkty. Niestety, polska żywność jest smaczna i zdrowa
głównie w reklamach. Polak razem z chlebem, wędlinami i nabiałem
zjada w ciągu roku dwa kilogramy środków chemicznych, czyli trzy
pudełka proszków do prania...
Mit 1. Polska żywność jest zdrowa i
naturalna
Według utartej opinii największa przewaga rodzimej żywności nad
jedzeniem z Wielkiej Brytanii czy Niemiec wynika z faktu, że polski
rolnik jest zacofany, czyli gospodarzy na niewielkim skrawku ziemi i
nie słyszał nigdy o nawozach sztucznych i opryskach. Tymczasem
spośród prawie 2 mln polskich gospodarstw około 100 tys. większych
(czyli co dwudzieste)
dostarcza 80 proc. polskiej żywności. A te duże gospodarstwa stosują
podobne metody hodowli i upraw co farmerzy z Zachodu, gdzie kurczak
zamiast w pół roku dorasta na sterydach w półtora miesiąca, a na
hektar ziemi rolnej sypie się 150 kg nawozów rocznie.
Koncentracja postępuje też w przetwórstwie żywności. Pięć
największych firm mleczarskich kontroluje 30 proc. rynku, a siedmiu
największych przetwórców ryb - połowę rynku. Jeszcze bardziej
skonsolidowane są rynki piwa, słodyczy czy mocnych alkoholi. I to
właśnie duzi dostawcy,
a nie małorolni chłopi, wykorzystujący do orki karmione owsem konie,
zapełniają półki supermarketów.
Mit 2. Naturalne znaczy apetyczne
Sprzedażą rządzi marketing. Dlatego "naturalny" w reklamach
odmieniany jest przez wszystkie przypadki. Klienci zapominają
jednak, że nie wszystko, co naturalne, chcieliby zjeść. Joanna
Wosińska z fundacji konsumenckiej Pro-Test, z którą robiliśmy zakupy
w warszawskim markecie, szybko wyszukuje na półce taki produkt:
jogurt Bakomy z serii Polskie Smaki. Pod wieczkiem obok mleka, cukru
i wsadu truskawkowego kryją się barwniki jak najbardziej naturalne:
betanina i koszenila.
Pierwszy pochodzi z buraków ćwikłowych, a drugi z wysuszonych ciał i
jaj mszyc, poza przemysłem spożywczym wykorzystywany m.in. w
środkach do odstraszania mrówek. Ponadto w jogurcie jest naturalny zagęstnik: żelatyna wieprzowa. Te dodatki to standard w produkcji
jogurtów, keczupów i soków. Nie są toksyczne, ale czy apetyczne?
Mit 3. Ładne i okazałe znaczy zdrowe
Kupujemy oczami i producenci nauczyli się to wykorzystywać. W
sklepie nikt się nie zastanawia, dlaczego pomidory są wielkie jak
melony, idealnie okrągłe, nieskazitelnie czerwone i nie są podobne
do tych z domowego ogródka. Ten idealny wygląd uzyskują na
plantacjach, gdzie uprawia się je w cztery tygodnie na podłożu z
wełny mineralnej
z wykorzystaniem nowoczesnych technologii farmaceutycznych -
sterydów przyspieszających nabieranie masy (wody) i antybiotyków
chroniących przed chorobami. Nie wyglądają, nie pachną ani nie
smakują jak pomidor. Uważajmy też na pieczarki: idealnie białe mogły
zostać wybielone roztworem chloru.
Z grubsza można przyjąć, że im
produkt większy i piękniejszy, tym ma więcej dodatków chemicznych i
substancji konserwujących. Dlatego znajomy sadownik z okolic
Tarczyna ma w sadzie jabłkowym wydzielone miejsce, gdzie uprawia
owoce dla rodziny.
- Nie są tak okazałe jak na handel, ale przynajmniej zdrowe - mówi.
Nie zgadza się na ujawnienie nazwy firmy z obawy przed reakcją
hurtowych klientów.
Mit 4 . Potrawy regionalne ostoją
naturalnych metod produkcji
Na targu pod Gubałówką w centrum Zakopanego jest prawdopodobnie
największy wybór oscypków na świecie. Niestety 70-80 proc. to
podróbki.
Prawdziwy oscypek wyrabia się z mleka owczego, ale taki ser kosztuje
30-40 zł za 1 kg. "Oscypek", w którym 30, 40, a nawet 90 proc.
składników stanowi mleko krowie, jest
o połowę tańszy. Zwłaszcza jeśli baca do produkcji użyje
zagęszczaczy chemicznych.
Tyle samo wspólnego z tradycyjną recepturą mają sery typu oscypek
sprzedawane przez sieci handlowe. W podobny sposób obniża się koszty
produkcji innych dań i produktów regionalnych: słynnej małopolskiej
kiełbasy lisieckiej, podlaskiego sękacza czy trudno dostępnej
śliwowicy łąckiej.
Mit 5 . Unijne normy chronią przed
żywnością złej jakości
Jest odwrotnie. Przed wstąpieniem do Unii nasze normy żywnościowe
były znacznie surowsze niż wspólnotowe. Kiedyś mieliśmy inną filozofię i rzeczywistość - opowiada prof.
Jan Ludwicki z Państwowego Zakładu Higieny.
Jeśli dopuszczalna dawka konserwantu wynosiła od 10 do 50 jednostek,
w Polsce zezwalano na 20, na Zachodzie na 50. Szkoda, że po akcesji to my dostosowaliśmy się do unijnych
standardów, a nie na odwrót
- wzdycha prof. Ludwicki.
W Unii nie ma na przykład przepisów regulujących jakość przetworów
mięsnych, warzywnych, pieczywa i napojów bezalkoholowych.
Można je faszerować konserwantami
(E od 200 do 299), mimo że przynajmniej niektóre sprzyjają
powstawaniu nowotworów.
Z drugiej strony, wydłużają czas przydatności do spożycia i tym
samym zapobiegają groźnym zatruciom. UE zmusiła polskich producentów
do podniesienia standardów sanitarnych i bakteriologicznych. Nasza
kiełbasa po wejściu do Unii jest więc bezpieczniejsza, ale bardziej
naszprycowana chemią.
cdn...
Źródło : Newsweek
|