Kontenerowiec, w Stanach Zjednoczonych znany jako freegan,
to przeczesywacz miejskich śmietników.
Założyłem stare łachy, skrzyknąłem przyjaciół i poszliśmy w
miasto szukać jedzenia po śmietnikach. Znaleźliśmy
składników na 120 talerzy zupy.
-
Rękawiczki dostałam gratis, do farby do włosów. Czy będą
dobre? - zastanawia się Meg, hungarystka, księgowa w
międzynarodowej korporacji. Za chwilę będzie przeczesywać
śmietniki i przysklepowe kontenery w poszukiwaniu
przeterminowanego jedzenia.

- Najchętniej
to bym znalazł pizzę, ale zadowolę się chlebem baltonowskim
i skwarką - rzuca Marcin M., wychowawca szkolny. - Zawsze
chciałem być śmieciarzem - dodaje.
- A ja nie chcę, żeby sąsiedzi się dowiedzieli - przyznaje
Michał, socjolog. - Dlatego nurkować możemy wszędzie, byle
nie w kontenerach Ochoty.
- Ja tylko będę cykał foty, te lateksowe rękawiczki
obrzydliwie przyklejają się do rąk - wtrąca Marcin W.,
student zarządzania na SGH. - Czy możesz wskoczyć do tego
kontenera? Chcę cię mieć po szyję w śmieciach - zwraca się
do mnie i wyjmuje aparat.
Kontenerowiec, w Stanach Zjednoczonych znany jako freegan,
to przeczesywacz miejskich śmietników, który szuka jedzenia
zdatnego do spożycia. Nie z konieczności, ale z wyboru.
Kontenerowcy sprzeciwiają się marnotrawieniu produktów
spożywczych.
- Wyrzucanie przeterminowanych o jeden dzień jogurtów na
śmietnik jest niemoralne - uważa Eleonora, Niemka, która
przywiozła modę na śmieciowe poszukiwania z Drezna. - No bo
czy ten jeden dzień rzeczywiście robi różnicę? - pyta.
Eleonora udziela nam kilku rad:
Pierwsza
rada: Szperanie po osiedlowych śmietnikach to
ostateczność. Wiele zdatnych do spożycia produktów znajduje
się w przysklepowych kontenerach i w plastikowych
pojemnikach na tyłach barów.
Druga rada: Zachowajcie następującą hierarchię -
najlepsze są produkty fabrycznie zapakowane - chipsy,
pierniki w blaszanych pudełkach, jogurty, napoje i wszystko,
co hermetycznie zamknięte. Później szukajcie chleba, owoców
i warzyw, ale tylko tych, szczelnie zamkniętych w
plastikowych workach. Nie spisujcie na straty delikatnie
przegniłych jabłek. Wystarczy odciąć miękkie kawałki i już
jest wkład do szarlotki. Wysoka temperatura w piekarniku
zabija wszystkie zarazki. Nigdy nie sięgajcie po napoczęte
jedzenie - niedojedzone hamburgery i obskubane frytki. Mógł
je skubać szczur.
Trzecia rada: Szukanie śmieci nie jest ani legalne,
ani nielegalne. Policja może was zatrzymać za śmiecenie lub
wtargnięcie na teren prywatny.
Czwarta rada: Kontenerowiec powinien mieć gumowe
rękawiczki, latarkę, plastikowe worki i ubranie, w którym
następnego dnia nie pójdzie do pracy albo na uniwersytet.
Piąta rada: Zostawiajcie po sobie porządek.
- Czy kontenerowcy grzebią czasem w śmietnikach z powodów
ekonomicznych? - pytam Eleonorę. - Niektórzy tak. Na
przykład niedojadający studenci, którzy wolą wydać pieniądze
na książki albo kino. Ale wielu decyduje się na nocne
wyprawy z powodów ideologicznych - mówi Niemka. - To często
ludzie z dobrych domów, którym chce się rzygać, gdy myślą o
przepastnym życiu, które wiodą ich rodziny - dodaje.
Pierwszy odruch wymiotny
Na Woli lądujemy w
listopadowy, pochmurny dzień. Jest kwadrans po północy.
Unosi się nad nami duch Oliviera Twista. Jesteśmy bandą
uzbrojoną w lateksowe rękawiczki, latarki, ortalionowe
spodnie i bluzy, niemal z czasów pierwszej komunii. Ta noc
jest naszą pierwszą kontenerską komunią - wcześniej nie
zbieraliśmy nawet odchodów po naszych psach.

Wybieramy śmietnik na tyłach
Carrefoura przy Górczewskiej. Wątłe światło latarń,
opustoszały parking i gęsta mgła jak osłona dymna - czujemy
się bezpieczni. Krępujące uczucia szybko odchodzą.
Meg, Marcin M. i ja wskakujemy do kontenera. Michał w tym
czasie przeczesuje plastikowe worki, zgromadzone wokół
śmietnika jak gruppies przy gwieździe pop. Znajduje cukinię.
- Zanotuj. Godzina 0:27, pierwszy odruch wymiotny - zagaja
Marcin M., który spod sterty kartonu wyciąga kloc zgniłego
mięsa. - Z tej wołowiny nic już nie będzie. Leżała luzem,
przy poplamionych chusteczkach - dodaje.
- Nie sądziłam, że to może mnie tak wciągnąć - cieszy się
Meg. - Czuję się dziwnie wolna i odprężona - mówiąc to,
macha do nas podgniłym bananem.
Banan to wartościowe znalezisko. Można go ususzyć i zrobić z
niego chipsy. Albo ciasto z cynamonem. Pięć minut później
znajdujemy trzy saszetki cynamonu. Przeterminowanego o dwa
dni.
Zostaw alkomat, to świry
Kreślimy koła po wolskich
ulicach. Prymasa Tysiąclecia dostarcza nam lokówkę. Płocka -
chleb, pączki i niezniszczony wykaz płac pracowników jednego
ze sklepów. Dowiedzieliśmy się z niego, że pani Krystyna,
kasjerka zarabia 1,6 tys. zł brutto. A pan Krzysztof, który
jest kierownikiem działu, dostaje 800 zł więcej. Do
kontenerów McDonald’s nie sposób się dostać, bo są wewnątrz
budynku.
Przed dyskoteką "Magnetic" przy forcie Wola nie znajdujemy
nic. Znajdują nas policjanci. Spoglądają na bandę oszołomów
w gumowych rękawicach i latarkach przyklejonych do czół.
- Tadek, świry. Zostaw ten alkomat - mówi funkcjonariusz
drogówki do swojego partnera. Sprawdza dokumenty i pozwala
odjechać.
Na ulicy Olbrachta zatrzymujemy się przy osiedlowym
spożywczaku. Ciemno jak w kopalni, ale wspomagamy się
reflektorami auta. Trzy plastikowe kontenery wypełnione po
czub wzgardzonym jedzeniem. Pieczarki można usmażyć i
nafaszerować bułę. Foliowana kapusta pekińska spokojnie może
posłużyć do sałatki z kukurydzą i majonezem. Jest i
kukurydza - dwie puszki jakiegoś "bondjułela" i suszony
koperek w słoikach.
Z kalafiora można od biedy ugotować zupę, ale może warto
przeprosić się z podgniłymi pomidorami i w wysokiej
temperaturze upichcić sos do spaghetti. Trzeba nam
kwadransa, żeby znaleźć przyprawy - sproszkowana bazylia i
zioła prowansalskie. Ziele kuchni włoskiej i rozmaryn. -
Warszawskie śmietniki, festiwal ziół, bogatszy niż arabski
suk - krzyczy Marcin W..
- A ja to bym tych świństw nie włożył do ust - wtrąca Marcin
M.
- Ludzie mają blokadę, ale wystarczy zrobić eksperyment.
Zaproś przyjaciół na kolację i upichć dania ze śmietnikowych
składników. Nie poczują różnicy - radzi Eleonora.
Jak
chcę jeść, idę w miasto...
Eleonora jest córką profesora
matematyki i wziętej architekt. Przede wszystkim jest jednak
globtroterką i bywalczynią wielkomiejskich squatów. Zjechała
pół świata, bo zamiast jedzenia kupowała benzynę.
Trafiliśmy na siebie na Wyspach Owczych - kraju najdroższych
bułek, szynek, warzyw i owoców. Za najtańszy bochenek chleba
trzeba zapłacić 22 korony (15 zł). Tyle samo za pomarańczę.

Lodówka Eleonory pękała od
cytrusów, jogurtów, ketchupów i kabanosów. Z jej zapasami
mogły się równać co najwyżej stołeczne knajpy. Od dwóch lat
nie wydała na jedzenie złamanego grosza.
- Jeśli mam ochotę na ciasto ze śliwką, to idę w miasto i
znajduję - mówi. - Nie kupuję dezodorantów, mydeł, szamponów
i kremów. Wszystkiego dostarczają śmietniki - dodaje.
Wyjątkiem są ubrania i książki. - No bo przecież nie jestem
brudasem! - wzdryga się.
Wystarczyła jedna noc penetrowania stolicy Wysp Owczych -
Torshavn, żeby zaopatrzyć się w 53 banany, 37 jabłek, 51
marchewek, 18 jogurtów, 30 półlitrowych sosów "remolada",
ser żółty, 11 bułek pszennych, cztery chleby pełnoziarniste
i 42 paczki chipsów - solonych i paprykowych. Później była
kolacja na 20 osób. Farerzy (mieszkańcy Wysp Owczych)
zajadali się bananowym ciastem i marchwią w czosnkowym dipie.
Komplementowali Eleonorę za jej talent kulinarny.
- W Polsce ruch "kontenerowców" dopiero raczkuje. Na
Zachodzie niektóre sieci supermarketów zabezpieczają odpady
przed bakteriami z myślą o kontenerowcach - tłumaczy Niemka.
- Istnieje symbioza. Kontenerowcy otrzymują pokarm, a
hipermarkety są łaskawiej traktowane przez alterglobalistów.
Liczby
Specjalistyczny portal
amerykański www.foodproductiondaily.com szacuje, że nawet
połowa wyprodukowanej żywności w USA może trafiać na
śmietnik. Neapol, Nowy Jork, aglomeracje w Indiach,
Indonezji i na Filipinach zmagają się z poważnym kryzysem
ekologicznym. Obecne wysypiska są przepełnione, a miejsc na
nowe jest coraz mniej.
Organizacja Bread For The World podaje liczby: 16 tys. -
tyle dzieci każdego dnia umiera z głodu; 1,02 miliarda -
tylu ludzi zmaga się obecnie z głodem. 6,7 miliarda - tylu
ludzi żyje na Ziemi.
Instytut Pracy i Spraw Socjalnych szacuje, że ponad 2
miliony Polaków żyje poniżej granicy ubóstwa.
Meg, Michał, Marciny i ja nie gromadziliśmy jedzenia,
jedynie je archiwizowaliśmy. Spędziliśmy na Woli cztery
godziny. W tym czasie wygrzebaliśmy ze śmieci ok. 15 kg
warzyw. To wkład na 45 litrów zupy - 120 talerzy.
- Lubię sobie pomyśleć, że nasze grzebanie w śmieciach jest
przejawem istnienia globalnego społeczeństwa obywatelskiego
- tłumaczy Janek "Zwierzak" - "kontenerowiec" z Warszawy,
punk i nauczyciel gry na gitarze. Janek opowiada o
jednorazowej akcji, którą zorganizował ubiegłej zimy z
trojgiem przyjaciół. Przez noc zebrali trzydzieści
kilogramów warzyw. Pojechali na Służew, pod most, i
ugotowali zupę dla bezdomnych "kanalarzy". - Stare dziadki,
a dziękowali nam ze łzami w oczach...
Źródło:
LINK!
|