
Tak w skrócie można podsumować nową modę w życiu codziennym:
freeganizm. Freeganie to osoby całkowicie niezależne od sklepowej
codzienności. No, może za drobnym wyjątkiem: jedzą to, co znajdą na
zapleczach marketów.
Byli już wegetarianie i weganie, teraz kolej na freegan. - Po co się
męczyć i gotować, skoro jedzenie dosłownie leży na ulicy? -
retorycznie pyta Mateusz, młody mężczyzna, który freeganem jest już
od dwóch lat. Mówi, że w jego przypadku to już bardziej styl życia
niż nagła moda. Jego zachowanie nie wynika również z negatywnego
nastawienia do konsumpcjonizmu. - Nie mam nic przeciwko
restauracjom, knajpom szybkiej obsługi i innym tego typu miejscom.
Jestem freeganinem i dobrze mi z tym, zresztą, takie grzebanie w
śmieciach jest dość interesujące (śmiech).

Nie tyle niechęć do zepsutego komercją świata, co względy
ekonomiczne są głównym powodem szukania jedzenia na śmietnikach. -
Nie jestem biedna, bo mogę pozwolić sobie na zakupy w tradycyjny
sposób. Nie jestem freeganką dlatego, bo jestem sknerą, jednak to
zadziwiające, jak wiele można znaleźć na sklepowych zapleczach i w
wystawianych kontenerach. Tym można by nakarmić pół większego
miasta! - dziwi się Marysia, od roku studentka i freeganka od
sześciu miesięcy.
Faktycznie: dane są zastanawiające. Insytut Millward Brown SMG KRC
zbadał w 2010r postawy konsumenckie Polaków. Wnioski z
przeprowadzonych badań nie są optymistyczne: w ubiegłym roku średnio
jedna trzecia Polaków wyrzuciła zakupioną żywność do śmieci.
Oczywiście nie całą, jednak w większym lub mniejszym stopniu, po
prostu było jej za dużo i upłynął jej termin ważności. - Staramy się
z mężem oszczędzać, no i znowu nie jemy tak dużo. - mówi pani
Jadwiga, emerytka. - Ale to prawda, zdarza mi się wyrzucić do śmieci
to albo tamto. Czasem widzę, jak ludzie grzebią w tych koszach a
potem wybierają jakiś przeterminowane serki czy inne produkty.

- Naprawdę bardzo łatwo znaleźć jakieś kąski. Czasem taki wyzbierany
obiad nie różni się bardzo od dań z najdroższej restauracji w
mieście. - opowiada Mateusz. - Trzeba tylko umieć szukać. Prywatne
śmietniki to jedno, bo bardziej zasobne są kontenery hipermarketów.
Sklepy nie mogą pozwolić sobie na jakiekolwiek uchybienia i
zniszczone produkty.
Pani Maria, pracująca w jednym z toruńskich hipermarketów: -
Codziennie musimy znaleźć produkty, które są zepsute, zgniecione lub
uszkodzone. To na przykład jakieś pasztety bez etykietki albo
rozerwana paczka cukierków. Wiadomo: nie jest tego tak dużo, żeby
organizować jakiś transport, więc po prostu wystawiamy takie rzeczy
w oddzielnym kontenerze z tyłu sklepu. Dla biednych.
Freeganie mówią, że ta reguła nie dotyczy tylko żywności, ale
produktów w ogóle. Na tyłach hipermarketów można znaleźć dosłownie
wszystko: od połamanych ciastek po firmowe kosmetyki, które jakiś
klient rozdarł i odstawił na półkę. - Kilkakrotnie zdarzało się, że
znalazłam w śmietniku kremy i balsamy, na które normalnie nie było
mnie stać. Tak samo traktuje się renomowane środki czystości:
wyrzuca do kosza. A my, studenci, tylko korzystamy. - śmieje się
Maria.
Co na to właściciele sklepów? Niejednokrotnie przeganiają freegan,
zdarza się, że wzywają policję. Ta jest jednak bezsilna: nie może
przecież ukarać za to, że ktoś zwyczajnie grzebie w śmietniku.
Podobno wśród sprzedawców zdarzają się wyjątki, gdy wcześniej
umawiają się z freeganami i zostawiają im odpowiednie produkty w
swoich kontenerach albo dają do nich klucze. - Tak dzieje się na
Zachodzie, ale tamte społeczeństwo jest zupełnie inne niż nasze.
Najwięcej freegan jest w Niemczech i USA. - mówi Mateusz.

Właśnie: wszystko zdaje się kwestią społeczeństwa. Jak często,
widząc grzebiącego w śmietniku człowieka, pomyśleliśmy o nim z
obrzydzeniem? A jeśli nawet zdobyliśmy się na litość, to czy
przełożyła się ona na jakieś działanie? Pewnie tylko ze smutkiem
pokiwaliśmy głową i przyspieszyliśmy kroku nie chcą zadawać się z
kimś takim. Freeganie sami mówią, że starają się oswoić
społeczeństwo z widokiem ludzi szukających czegoś w śmieciach. Nie
dorośliśmy jeszcze do tego, by uważać freegan za rodzaj ekologów,
którzy dbają o nasze środowisko. Oburzają nas historie takie jak ta
z piekarzem z Legnicy (który, rozdając chleb biednym, musiał
zapłacić kilkanaście tysięcy złotych zaległego podatku), jednak sami
nie robimy w tym względzie zbyt wiele.
To nieistotne, czy freeganizm jest kolejną modą, popularnym stylem
życia, wynika z biedy czy zwykłej ekonomicznej kalkulacji. W tym
przypadku należy zastanowić się nad sobą jako konsumentem. Może się
okazać, że krytykując freegan, sami mamy dużo do zrobienia i przy
naszych śmietnikach mogłoby najeść się całe miasto.
Źródło:
LINK!
|