
Ludzie podobnie jak fale oceanu są różnego typu. W zależności jakie
w sobie nosimy uczucia i emocje, w ten sposób tworzymy własny świat.
Jesteś tym jakie są twoje myśli, słowa i czyny.
Powiedz mi coś o sobie,
zaprezentuj swoje myślenie a ja ci powiem kim jesteś?
Kto jest przesiąknięty strachem, chaosem taki tworzy świat wokół
siebie i tak go widzi, szuka w innych ludziach takich samych cech i
znajduje je w każdym jednym istnieniu. Każdy sądzi według siebie.
Jeśli cały czas postrzegamy tylko to co jest negatywne, u każdego
widzimy tylko złe strony wcześniej czy później nasze życie będzie
podobne. Zaraz za naszymi emocjami maszeruje nasze zdrowie i też w
swoim czasie odpowie na nasze zachowanie.
Czym więcej człowiek
walczy z myślami strachu tym bardziej je tworzy, zawsze będzie
postrzegał świat w negatywnych barwach, zawsze znajdzie przeciwnika,
któremu musi "dołożyć" za własne niezrównoważone emocje. Poddanie
się takim uczuciom doprowadza do tego, że to nie człowiek kontroluje
uczucia tylko uczucie kontroluje człowieka. Uzależnia się od swoich
myśli - gorzej zaczyna wierzyć, że jest stworzony do tego aby
doświadczać innych, niby to według Planu Boskiego. Dopiero wtedy
jego życie staje się przyjemne i wcale nie zważa na to, że zadaje
innym cierpienie. Zachodzi tylko pytanie: czy Pan Bóg Mądry i
Sprawiedliwy wybiera sobie takich pośredników, którzy zamiast koić i
leczyć cudze rany bardziej je jątrzą?
Wystarczy, że nasz świat dostarcza nam codziennie wiele lęku,
frustracji, niejasności, cały czas musimy dokonywać prawidłowych
wyborów ... jest jeszcze trudniej kiedy zamiast prawdziwego
przyjaciela trafi nam się taki "wychowawca", a może byłoby lepsze
słowo "treser", któremu wydaje się, że jest wysłany przez Boga na
Ziemię aby urządzał tresurę innym ludziom. Osobiście jestem zdania,
że tacy "treserzy " nie mają nic wspólnego z prawdziwym rozwojem
duchowym.
Najczęściej pojawiają się na naszej drodze wówczas kiedy zaczynamy
zmagać się ze sobą we wspinaczce na wyższe szczeble doskonałości, i
nie po to by nas wspomóc tylko blokują nam drogę. Poprzez fale
negatywnych uczuć próbują wyprowadzić nas z równowagi, obniżyć nasze
pola duchowe, podciąć nasze skrzydła. Od nich należy trzymać się z
daleka, na pewno nie pomogą tylko obdarzą pogardą, nie uradują serca
człowieka, tylko przeszyją go bolesnym słowem jak mieczem zamiast
zasilić go własnym rozsądkiem i roztropnością.
W takim "nauczycielu" musi nastąpić jeszcze długi okres przemian
skoro widzi w swoim bliźnim tylko jego wady ... musi wprzódy
zastanowić się nad samym sobą. Powinien posłuchać siebie od wewnątrz
czy czasami nie padł ofiarą swojego egoistycznego myślenia.
Już od dawna wiadomo, że osoby kroczące prawdziwie bożymi ścieżkami
doświadczają od swoich bliźnich wiele pogardy, fałszu, szyderstwa.
Nie jeden święty przepłacił z tego powodu własnym życiem. Nawet w
Świętych Księgach pisze - "przed wielkim wywyższeniem idzie wielka
pogarda".

Przy każdym z nas kroczy taki "adwokat szatana" i co jakiś czas
próbuje nas boleśnie wyćwiczyć. Również i ja miewam podobne
doświadczenia, sami to najlepiej widzicie na księdze gości. Ciągle
znajdzie się jakiś "nauczyciel wszechwiedzący", który pragnie mnie
podporządkować swoim naukom lub złośliwie upokorzyć.
Osobiście uważam, że powinniśmy wysłuchać każdego jednego człowieka
pod warunkiem, że umie przekazać swój pogląd, udawadnia, ale nie
uraża godności drugiej osoby, nie rani słowami. Nie wolno też nikomu
naciskać na inną osobę, dyktować swoje warunki co do wyboru religii
czy duchowego sposobu bycia. Prawdy należy szukać i samemu ją
wybierać, możemy przeczytać 100 książek, ale nie musimy się zaraz
utożsamiać z tą setką i jak małpka naśladować czyjeś ideologie nawet
kiedy one są słuszne. Wielokrotnie chwila większego zrozumienia
nadciągnie później, może się zdarzyć, że to nie nastąpi nigdy i też
należy to zaakceptować. Bywa i tak, że w po jakimś czasie to co nas
tak mocno pochłonęło okazuje się być fałszem, przeglądamy na oczy,
sami odkrywamy kłamstwo, i z obrzydzeniem odpychamy ten element.
Największą konfrontację z negatywną energią przerabiałam w roku 2001
kiedy w moim środowisku rozeszły się słuchy o mojej duchowej
przemianie. Właśnie wtedy przeszły przez moje mieszkanie
"pielgrzymki" różnych wyznań i duchowo-ezoterycznych kultur, wszyscy
niby to tylko chcieli mnie poznać, ale jak się później okazało była
to chęć wcielenia mnie do swoich "zastępów". Kiedy odmawiałam
natychmiast byłam upokarzana, straszono mnie Bogiem, udowadniano
jaka jestem opętana a nawet, że sama jestem demonem. To była wielka
sztuka manipulacji i prześciganie się w pomysłach. Z tego powodu
doświadczyłam więcej łez i udręki niż pomocy i pociechy. Jeśli
pozwoliłabym sobą do woli manipulować myślę byłabym odpowiednia dla
wszystkich grup, chociaż w ogóle do nich nie pasowałam. Jeśli
uwierzyłabym we wszystkie zarzuty jakie mi wówczas stawiano pewnie
wylądowałabym w psychiatryku.
A przecież ja tym "świętym ludziom" wierzyłam, chodzili z Biblią,
głosili piękne cytaty, jak widać szatan jest bogaty w swoje pomysły.
W ten sposób wszedł pod mój dach aby posiać we mnie wątpliwości co
do samego Boga, wywołać we mnie strach i poczucie winy nawet za to,
że żyję i chodzę po tym świecie.
Na swoją obronę miałam wówczas tylko te słowa:
"Pan jest pasterzem moim ...
wiedzie mnie ścieżkami sprawiedliwości,
ze względu na Imię swoje".
Twarda to była lekcja życia i nie powiem był nawet taki moment, że
sama wątpiłam czy ze mną jest wszystko w porządku? Przyszła inna
chwila, zebrałam całą swoją siłę, odwagę i wszystkich "cudownych
nauczycieli" pogoniłam ze swojego życia. Wtedy nastąpił spokój i
ukojenie, ale już wiedziałam, że na tej drodze zostaję sama, że nie
mogę na nikogo liczyć ani nikomu ufać oprócz Jedynego Boga. To mnie
uratowało od podejmowania mylnych decyzji w chwili kiedy jeszcze nie
byłam na tyle duchowo silna, od kolejnego zaliczania nie wiedzieć
czego i po co?
Od tej pory rozpoczęłam świadome poszukiwania ludzi
już z innej grupy, którzy prawdziwie przeżywali mistyczne
doświadczenia bez względu na religię. Zauważyłam u nich wszystkich
podobne odczucia, towarzyszące im zjawiska, chociaż używali innych
określeń to jednak głębsze myśli, chęć działania pozostawały takie
same. Od tej pory moim autorytetem stała się Św, Teresa z Avilia,
Ojciec Pio i wielu im podobnych. Nie pominęłam świętych z innej
religii, nie wzoruję się tylko na świętych katolickich, świętość to
jest świętość - w każdej religii rządzi się tymi samymi prawami.
W chwili przebudzenia wszyscy bez względu na religię, kulturę, kolor
skóry, szerokość geograficzną i czas w którym się urodzili
otrzymywali podobne znaki, sygnały, informacje. Przemawiali podobnym
językiem często niezrozumiałym dla reszty świata, wszyscy byli
podobnie dręczeni, upokarzani. Przebudzone dusze po tym się poznają.
Jakiś nieznany im dotąd wewnętrzny mistyczny impuls dopinguje ich do
dalszego działania i jednoczy ich.
Pan Bóg patrzy nie na naszą religię, kolor skóry czy miejsce, w
którym się narodziliśmy, patrzy jakie mamy w sobie serce i jakimi
chodzimy drogami. Sprawiedliwego człowieka, który chodzi boskimi
ścieżkami wypatrzy nawet w głębokiej jaskini.

Inne
pseudo-duchowe scenariusze opóźniają człowieka w jego
rozwoju, ale ta szkoła bywa również przydatna, ponieważ
wnosi w człowieka większą siłę i głębsze zrozumienie. W
chwili przebudzenia należy mocno otworzyć swoje kanały
spostrzeżeń, aby nie zmarnować za dużo czasu lub całkiem nie
ugrzęznąć na niewłaściwej drodze. W dzisiejszym świecie mamy
mocno rozwinięty "duchowy biznes", który czyni więcej złego
niż dobrego i nie ma nic wspólnego z właściwym rozwojem
duchowym. Mówię po raz kolejny - uważajcie, nie pozwólcie
sobą manipulować, w dodatku za wasze pieniądze.
Już od wieków głosili nam mędrcy: gdziekolwiek jesteś, cokolwiek
robisz, myślisz, to ma związek z naszym umysłem. Ważne w życiu jest
aby szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie - kim naprawdę jestem?
Zrobić wewnętrzny rachunek sumienia i wiedzieć do kogo tak naprawdę
chcemy przynależeć?
Następne pytanie - czy wszyscy czują i reagują tak samo jak ja?
Czy wszyscy muszą iść moją drogą?
Oczywiście, że nie. Tylko ludzie na niskim poziomie świadomości mają
największe predyspozycje do kontroli innych umysłów
(niezależnie od instytucji),
uważają się za mocarzy, w czym ukrywa się wielkie niebezpieczeństwo,
sami zastawiają sidła na własnej drodze i sami w nie wpadają. Jakoś
tak się dzieje, że ci, których próbują "tresować" otrzymują nagrodę
od samego Boga za swoją roztropność i pokorę a im szykuje upadek. Na
drodze przewrotnego zawsze można znaleźć sidła i ciernie, ale
człowiek mądry trzyma się od nich z dala.
Kontrolerzy są przekonani, że tylko w ten sposób - przyłączając
innych pod swoje dowództwo i podporządkowując własnym prawom osiągną
jeszcze większą moc i doskonałość. Często towarzyszy im chęć
zadawania innym emocjonalnego bólu, bawią się w sędziów w zależności
od swojego religijnego wychowania lub własnego stylu życia
(lider religijny zarzuci opętanie a
naukowiec chorobę umysłową). Nie dostrzegają co jest
oczywiste, widzą rzeczy oczami własnego ego a nie takimi jakie są.

Pamiętaj - kim jesteś, taki widzisz świat wokół siebie. Jeśli
automatycznie tworzysz złe myśli, szukasz winnych to w ten sposób
pokazujesz światu swoją złość, strach, niepokój i inne negatywne
uczucia jakie sam w sobie nosisz. Wychodzi z ciebie poczucie braku
bezpieczeństwa, twoje emocje i twoje myśli są tylko ucieczką od
samego siebie, stąd przerzucanie winy na inne osoby.
Takie osoby bywają bardzo dumne z siebie, potrafią innym
inteligentnie "dołożyć" i tak pełne uznania dla siebie nawet nie
przeczuwają, że same są na etapie "duchowego przedszkola".
Kiedy człowiek zaczyna postrzegać zalety innych ludzi, budzi się w
nim prawdziwa tożsamość i sprawiedliwość. Ten co nie uznaje prawdy,
zalet innego człowieka traci dużo własnej energii. Natomiast miłość i
radość jakie dajmy innym ludziom wnoszą w nasze życie energię, siłę,
uzdrowienie, obfitość, pokój. To jest praktyka duchowych mistrzów,
którzy prawdziwie czują sens życia, są wielkimi twórcami własnego
losu, potrafią docenić wysiłki słabszych ludzi zarazem wynosząc ich
i siebie na wyższy poziom świadomości. Przecież każdy z nas ma w
sobie elementy, które wzbogacają również nasze wnętrze nawet jeśli
na pierwszy rzut oka tego nie zauważamy.
To my sami jesteśmy w 100% odpowiedzialni za własny stan, nasze
życie i los. Każdy uprawia własne pole i wyciąga dla siebie nauki a
jeśli człowiek idzie przez życie na zasadzie - "troszkę posiedzę,
troszkę podrzemię", nie uprawia swojego zagonu a jeszcze zazdrości
innym bliźnim, którzy pracują w pocie czoła na pewno nie może liczyć,
że Bóg ubierze go w dostojną szatę.
Ważnym elementem jest wybaczanie, zamiast bawić się w sędziów, w
detektywów karmicznych szukających w poprzednich życiach naszych
dzisiejszych nieszczęść lepiej będzie przez parę minut dziennie
popracować nad sobą. Nie dopuścić do siebie kłamstwa, oszustwa,
niechęci do innych.
Szkoda tracić czasu na rozwiązywanie problemów z poprzednich
wcieleń, może nam zabraknąć życia a nasz czas jest krótki. Jezus
pokazał nam bardziej doskonałą drogę - "przebacz bliźniemu swemu
nawet 77 razy i więcej ... i kochaj go całym sercem jak siebie
samego". Uwierzcie mi ten rebirthing jest bardziej skuteczny.
Jest jeszcze jedna kwestia i jakoś nie umieją jej zauważyć fachowcy
od hipnozy i regresingu:
- Jezus wziął na siebie grzechy świata... cóż to znaczy?
Znaczy, że swoją krwią obmył i rozwiązał te wszystkie zaplątane nici
naszego losu, których sami nigdy byśmy nie rozplątali o własnych
siłach!!!
Pan Bóg swoje dzieci ubrał w piękne szaty: miłości, szacunku,
wdzięczności. Boskie dzieci będą Go zawsze naśladować, jednoczą się
w miłości i pokoju. Kiedy są duchowo czyści zawsze mogą liczyć na
wszystkie Jego Łaski.
Świadomość doskonałości

Dużo ludzi pragnie być doskonałymi, ale to niestety jest bardzo
trudne. Dopóki nie wyczyścimy własnego wnętrza z uprzedzeń, lęków,
nie wprowadzimy z życie jasności, będziemy błąkać się w komnacie o
dwoistym charakterze pomiędzy własnymi sprzecznymi myślami, często
tak bardzo nierealnymi co nie pozwala zrobić ani jednego kroku w
krainę prawdy. Kiedy człowiek zaczyna rozumieć, że nie tylko kwestia
kochania samego siebie, ale również innych jest tak samo ważna
(a może nawet ważniejsza)
otwiera własne furtki do wyższych wymiarów. Nie osiągniemy
doskonałości przez nękanie innych ludzi, co niektórzy uważają takie
zachowanie za szkołę nauczania - doświadczania innych, utożsamiają
to jako swoją specjalną misję. Swój paskudny charakter traktują jako
lekcje duchowego rozwoju dla swoich ofiar. Lecz muszą wiedzieć, że
to tylko ich nerwowy system nie radzi sobie z ich własnymi emocjami
a oni sami są często tylko wampirami energetycznymi, szukającymi dla
siebie energetycznego pożywienia. Zazwyczaj ich ofiary mają bardziej
doskonałe pola niż oni sami, dlatego ich atakują. Czym więcej noszą
w sobie negatywnej energii tym bardziej atakują światlejszych dusze.
Bez wewnętrznej ciszy trudno poszukiwać doskonałości, to tylko
egoistyczne postrzeganie rzeczywistości. Śmieszne jest też
roztrząsanie zawinionych karmicznych win:
ty mi zrobiłeś wcześniej coś złego
to teraz ja ci się muszę odpłacić tym samym... w ten sposób
żaden człowiek nigdy nie wyszedłby z tego zaklętego karmicznego
kręgu, w którym nie ma wybaczenia ... jeśli Bóg chce aby osoba była
doświadczona ma na to swoje sposoby i nie musi do tego używać jako
narzędzia - człowieka przeciwko drugiemu człowiekowi. To jest tylko
wola człowieka, który niestety sam na własną rękę wymierza swoją
sprawiedliwość. Epoka "oko za oko, ząb za ząb" już przeminęła, w
Nowym Przymierzu mamy się wszyscy miłować!
Nastawianie człowieka przeciwko drugiemu jest sztuczką sił
nieczystych, manipulacją do woli. Kto tak czyni musi szczerze zdać
sobie z tego sprawę, że padł pastwą manipulacji negatywnych sił,
stał się sługusem szatana.
Jeśli już tak bardzo chcemy naprawiać i karcić, zacznijmy od siebie.
Mędrzec najczęściej wypowie swoje racje i będzie milczał, nie pozwala
się wciągać w niepotrzebne dyskusje, jego umysł jest już poza czasem
i przestrzenią, nie kontroluje i nie ogranicza innych, pozwala iść
każdemu swoją indywidualną drogą. Mędrzec wie, że jeden głupiec
potrafi zniszczyć 1000 mędrców, ponieważ nigdy nie uszanuje słów
mądrości i ma upodobanie w szyderstwie. Bóg błogosławi
sprawiedliwych; i tak mędrzec odziedziczy chwałę a głupiec zostanie
okryty hańbą.
Nasz świat ogranicza się do myśli, przestrzeni i czasu a my ludzie
jesteśmy pojazdami przemieszczającymi się w danym czasie na jakiejś
ziemskiej przestrzeni. Targają nami różne emocje, życiowe burze,
przyciągamy różne okoliczności według prawa przyciągania. Pan Bóg
nie wykreował ludzi dobrych i złych, to oni sami ukształtowali
siebie według własnej woli poprzez własne myślenie i czyny.

Oto wielka prawda - na świecie większość kreacji pochodzi z umysłu
człowieka. My ludzie powinniśmy mniej myśleć i narzucać a więcej
obserwować. Myśleć sercem i umysłem to dwie różne szkoły. Strach,
wątpliwość, nienawiść, to wytwór umysłu. Serce zagląda w głąb ciszy,
zaczyna pogłębiać zrozumienie, dla niego wiele ziemskich akordów
jest martwe. Dzisiejszy człowiek utracił zdolność patrzenia sercem.
Świadomość płynąca ze świata i umysłu nigdy nie dorówna świadomości
wypływającej z serca.
Większość ludzi na świecie jest w fazie samoświadomości, generuje
silne ego. W tej samoświadomości zaczynamy widzieć same złe rzeczy,
brak tu miłości do reszty życia.
Moc myśli jest największą potęgą na świecie. Uczucia większości z
nas nie są prawdziwe, tylko dlatego, że większość ludzi coś udaje.
Większość ludzi utraciła odczuwanie swojego serca.
Bóg stworzył czystego ducha z czystą świadomością, nic już tam nie
trzeba było poprawiać, niczego nie brakowało, wszystko było osadzone
we właściwym miejscu, ale człowiek poszedł innymi drogami i doskonale
zamaskował w sobie boską świadomość. Po upływie czasu, doświadczeń,
samowiedzy człowiek spojrzał na siebie i sam nie może uwierzyć, że
odbiegł tak daleko od własnej doskonałości. Ci co to zauważyli
rozpoczęli nowy marsz, ale już w przeciwną stronę, właśnie tych
nazywamy przebudzonymi.

Poruszamy się w środku spirali, czym bardziej obracamy się w
samoświadomość, znaczy nadal schodzimy w "dół", nie myślimy
racjonalnie. Wielu z nas już się przebudziło i próbuje ponownie
wrócić po spirali w "górę". Rozpoznają co jest prawdziwe i trwałe.
Wychodzą poza własne myśli tworząc wokół siebie spokój, emanują
dobrem.
W chwili przebudzenia człowiek zaczyna postrzegać w sobie kosmiczną
spiralę, która wygląda jak kolorowa wirująca mandala z okiem w
środku. Mandala wskazuje czy osoba już wspina się w górę czy nadal
ma tendencję do schodzenia w "dół". Jednak już wkrótce los tego
człowieka może przybrać inny kierunek. Kiedy mandala zamyka swoje
oko, co przypomina zamykanie się przesłony w obiektywie znaczy;
jeszcze stoimy w miejscu, nie jesteśmy wystarczająco gotowi, mamy
blokowaną drogę. Kiedy zasłona rusza w drugą stronę zaczynamy
wspinaczkę w górę. Jeszcze wielokrotnie zamknie się ta furtka i
potrzyma nas trochę dłużej na wielu poziomach świadomości dopóki nie
uporządkujemy swojego wnętrza.
W tym samym czasie w naszym życiu
pojawia się więcej problemów, pytań, niespokojnych snów, mieszają
się ze sobą różne symbole, światło i ciemność. Niektórzy wpadają w
depresję. Tylko ci, którzy poddają się całkowicie nowemu
przeznaczeniu przezwyciężają wszystkie opory i otwierają furtkę do
następnego wymiaru. Na tej drodze przejdziemy wiele furtek,
doświadczymy wielu znaków, nauczymy się języka światła, dźwięku.
Musimy w oka mgnieniu określić, w którym miejscu jesteśmy, w ten
sposób przedostajemy się do planetarnego mózgu. Czym bliżej niego
tym bardziej budzą się w nas nowe wibracje i wnoszą w ciało fizyczne
więcej światła.

Nasze myśli rodzą się w dwoistości, musimy wybierać między złem i
dobrem. Powinniśmy dokonywać sami własnej oceny a nie kontrolować
innych. Nie wolno zmieniać czyjegoś losu bez jego pozwolenia, to
jest brudna manipulacja.
Świadomość jest otwarta na wszystko i wszystkich, ale aby wejść z
powrotem do "góry" człowiek musi być pozbawiony uprzedzeń.
Świadomość wspinającego się do "góry" akceptuje wszystko co jest
teraz, jest bezwarunkową miłością, dzięki niej osoba staje się
bogatsza, odrzuca strach, nie jest uzależniona od opinii innych
ludzi. Dlatego jest tak ważne wyciszenie umysłu, który przebudza w
kierunku świadomości.
Natura samoświadomości - sama
nie może, ale ocenia wszystko co jest wokół niej. W ten sposób nie
może przebudzić się do prawdziwej natury.

Utarło się, że oświecenie to 100% spokoju umysłu. To jest nonsens.
Dopóki doświadczamy różnych zjawisk, sytuacji, emocji, nasz umysł
nie może osiągnąć 100% spokoju w ziemskim życiu. Dopóki będziemy na
Ziemi zawsze narażeni będziemy na życiowe wstrząsy i trudno nawet
oświeconej osobie nie zareagować na niebezpieczeństwo czy fałsz.
Taki umysł jest bardziej wyczulony na podobne zjawiska. Stan
oświecenia to inne postrzeganie rzeczywistości; gdy umysł działa w
"górę" widzi z "góry" wszystko lepiej, sprawniej. Po prostu wie i
umie automatycznie rozwiązać wiele problemów.

Są oświeceni ludzie, którzy odłączają się od życia, idą w fazę jakby
snu lecz pozostają jeszcze w ciele, zapadają w "duchową komę",
potrafią spędzić tak wiele tygodni, miesięcy czy nawet lat. Jest to
stan samadhi - polegający na głębokiej koncentracji niezakłóconej
zewnętrznymi bodźcami. Samadhi nie polega na izolacji od świata,
tylko na takim zjednoczeniu z nim, które wolne jest od lgnięcia do
zjawisk (nie mylić ze stanem
patologicznym spowodowanym urazami mózgu). Takie osoby są
niczym filary światła potrzebne do utrzymania właściwej równowagi
energetycznej Ziemi.
Aby umysł był w 100% ciszy należy wyłączyć wszystkie zmysły,
a przede wszystkim myślenie a to jest raczej niemożliwe u
osób aktywnych. Osoby oświecone przejmują wiele nowych ról, przybyły
tutaj z określonym zadaniem, wcielają nowy plan, otwierają świat na
coś nowego. Miewają chwile wyłączenia, zatrzymania się myśli, które
mogą być krótsze lub dłuższe, ale zawsze "coś" budzi człowieka do
życia. Wracają myśli aby mógł normalnie funkcjonować wcielając w
życie zakodowany w sobie plan.
Doświadczam krótkich wyłączeń, kiedy jestem w ciszy, w czasie
modlitwy lub podczas healingu. W skupieniu zaczynają się zacierać
dźwięki: muzyka, cykanie zegarka, ustają zupełnie ... to znowu się
pojawiają na zwolnionych obrotach i znowu milkną. Są chwile, że
zupełnie przepadam, tak jakby ktoś mnie nagle wyłączył. Wpadam w
stan - ni to sen, ni to jawa, kiedy wraca całkowita świadomość
zastanawiam się co to było, gdzie wybyłam? Zatraca się czas, nie
wiem czy to dzień czy noc i jak długo trwałam w tym stanie?
Codziennie miewam krótkie spięcia w mózgu, jakby chwilowy brak prądu
w żarówce, wówczas czuję w głowie małe szarpnięcia, wycina moją
myśl, nie pamiętam co przed chwilą mówiłam, myślałam. Muszę odczekać
parę sekund aby znowu zjednoczyć swoje myśli. Z reguły wraca pełna
świadomość kiedy "coś" gwałtownie przywraca mnie do rzeczywistości.
Nie ma w tym stanie uczucia strachu ani żadnej obawy.

Nie jest łatwo widzieć prawdę, nie jest łatwo osiągnąć duże rzeczy
bez wysiłku, również nie jest łatwo wspinać się w "górę" na spirali
świadomości. W tym przypadku ciężko jest podążać za samym sobą a co
dopiero jeszcze kontrolować innych. Duchowy rozwój przewraca
człowiekowi całe życie do góry nogami. Biegł w dół, czuł się z tym
dobrze a tu nagle odwrót w przeciwnym kierunku, w dodatku następuje
spotkanie z nieznaną dotąd mistyczną siłą. Dokonuje się w jednym
czasie wiele zmian, wszystko się z sobą miesza: stare i nowe. Po
krótszym lub dłuższym okresie dezorientacji zaczynamy usuwać to co
stare, które już niczemu nie służy i porządkować nowe. W
międzyczasie musimy obnażyć siebie aż do szpiku kości, wyrwać z
siebie wszystko to co nie jest światłem. Zanim uwidocznią się nowe
kształty doświadczymy nie jednego cierpienia.
Dużo ludzi uporczywie stara się kontrolować wszystko wokół siebie a
nawet jest grupa, która sięgnęła jeszcze wyżej, kontroluje cały
świat tym samym oddalając się od światła i miłości. Służą już tylko
sobie, poświęcają każdą swoją chwilę na kontrolę i manipulację.
Zamiast kontrolować innych będzie lepiej jak ten czas poświęcimy na
kontrolę własnych myśli. Znajdźmy te destruktywne, które nas niszczą
i tworzą głębokie depresje, tendencje samobójcze. Wiele z nich
wywoła w swoim czasie ciężkie psychiczne stany. Złe myśli budzą
fałszywe odczucia, odblokowujemy urazy z przeszłości, które powinny
być już dawno wyrzucone. W pustce i ciszy dostrzegamy radość,
wolność, miłość, szczęście i nawet kiedy człowiek bywa przygnieciony
cierpieniem potrafi normalnie funkcjonować i cieszyć się z
drobiazgów.

Cierpienie - szansa na
pogłębienie swojego stanu świadomości, wzlot do góry. Największa
możliwość - most do przejścia do najgłębszych pokładów prawdy w
szybkim marszu, opuszczenia miejsc ciemności i znalezienie światła.
W świetle znajdziemy naszą wrodzoną mądrość i możliwość powrotu do
doskonałości. W ciemności tracimy własną świadomość. To co głosimy,
co czynimy, czy potrafimy ratować cudze życie czy jesteśmy dla niego
zagrożeniem uwalnia się z naszej świadomości. Prawdziwe życie jest
wieczne pomimo śmierci ciała. Po śmierci ciała pozostaje ta sama
świadomość jaka była w chwili śmierci i podąża do swojego pola
świadomości kosmicznej.
W czystej i cichej przestrzeni nie będzie
lęku ani z powodu świadomości nadchodzącej śmierci ani w chwili
przejścia na drugą stronę. Tylko przez krótki okres czasu dusza
zadziwi się nowym stanem. Wszystko niby będzie tak samo a jednak
od razu zauważy inność swojego otoczenia. Przez chwilę nawet zapyta:
co to jest, co się ze mną wydarzyło? Nie od razu zda sobie sprawę,
że już opuściła ciało i zmierza ku nowemu przeznaczeniu. Przeżyłam w
tym życiu dwa razy śmierć kliniczną, za każdym razem towarzyszyło mi
to samo odczucie.

Co by o nas ludziach nie powiedział, prawda jest jedna, nauczyciel
nic nie może zrobić skoro uczeń nie chce go słuchać a bywa jeszcze
gorzej, uczeń poucza nauczyciela. Ktoś kto budzi się na czystą
świadomość uświadamia sobie wysiłki nauczyciela i słucha. Bywa, że
często trudno mu zrozumieć jego słowa, ale nadchodzi czas, że
świadomość ucznia budzi się, zaczyna być czujna i usuwa opory.
Uczenie się jest pierwszym narzędziem do wszystkiego czego
potrzebujemy.
Jaka szkoła w naszym życiu jest dla
nas najważniejsza?
Osoby będące na etapie samoświadomości wymienią z pewnością kilka
dobrze znanych światowych uniwersytetów. Mędrcy i osoby z wyższą
świadomością powiedzą - nauczyć się
bezwarunkowo kochać!!!
Wtedy dostrzegamy w mózgu potężną różnicę, większe zrozumienie dla
bliźniego, znikają w nas elementy władzy i kontroli. Serce w wyniku
niskich myśli staje się niezdolne do miłości. Złośliwy język
wyjaławia i prawdę i serce. Nie jeden człowiek był mocny i zuchwały
przed swoim upadkiem. Chwałę poprzedza upokorzenie, pokora i rozumne
serce, które nabywa mądrości i umacnia się w Bogu.

"Serce człowieka obmyśla jego drogę
ale Pan Bóg kieruje jego krokami".
(Przyp. Sal. 16:9).
Zaczerpnij sił z własnego serca a pokonasz wszystko co trudne. W
każdej ciężkiej chwili dostaniesz swoje koło ratunkowe, które
zapewni ci bezpieczeństwo. Odkryjesz co to znaczy: służba ziemska i
służba dla Boga.
Pamiętaj: prawość wypływa
tylko z twojego wnętrza,
kiedy umiesz być uczciwy wobec wszystkich Pan Bóg ubiera cię w
tęczową szatę.
Przyjrzyj się swojemu życiu:
czy nie masz nadmiernej tendencji do kontrolowania, osądzania
innych, codziennych zdarzeń, trzymania wszystkiego na smyczy?
Zamiast kontrolować i wymuszać zastanów się jak znaleźć drogę
odwrotu do prawdziwego twojego domu.
Pierwsze posunięcie w tym kierunku zrobisz w chwili kiedy zwrócisz
się po radę do swojego serca.
6 April 2010
WIESŁAWA
|