Natknąłem się (Mamuts)
na opowiadanie trzech osób po próbach samobójczych. Jest to
ich opis dnia w którym zdecydowali się na samobójstwo, tego
co było przed i po tym. Trochę mi się nudziło i postanowiłem
to przetłumaczyć.
Oryginał po angielsku:
LINK!

Tłumaczenie:
Smutna prawda na temat prób samobójczych jest taka, że
często zauważane są tylko te udane. Jednak co roku
około
miliona Amerykanów próbuje nieskutecznie odebrać sobie
życie.
Ich historie są pomijane ze względu na wstyd i strach przed
zachęcaniem innych do samobójstwa. W rzeczywistości
mówienie
o samobójstwie nie prowadzi do zwiększenia liczby prób
samobójczych. To milczenie w społeczeństwie niesie
konsekwencje - odratowani często doświadczają izolacji, a
członkowie rodziny, przyjaciele i psychologowie mają
ograniczone możliwości, aby dowiedzieć się, jak mogą pomóc
osobom z myślami samobójczymi.
Jednak coś się zmienia. Przez fora internetowe, grupy
wsparcia i ruchy łamania tematu tabu, jak np.
Live Through
This oraz
Time To Change, ludzie rozmawiają o swoich próbach
samobójczych i znajdują współczucie, związek i siłę, aby
wrócić do swojego życia.
Na
Reddicie troje odratowanych opisało dzień, w którym
próbowali zakończyć swoje cierpienie. Poniżej znajduje się
opis tego, co działo się przed, w trakcie i po ich próbach
samobójczych, a także obecne przemyślenia na ten temat.

David
Wiek obecnie: 31
Wiek w dniu próby samobójczej: 15

Nie było jednej konkretnej rzeczy, która mnie do tego
skłoniła. Moje życie to był burdel - matka i ojciec stracili
prawa rodzicielskie, kiedy miałem 13 lat, więc mieszkałem z
dziadkiem-alkoholikiem, który mówił mi rzeczy typu:
"będziesz ćpunem jak twoi rodzice". Miałem wrażenie, że nikt
mnie nie kocha i że nigdy nie uda mi się dopasować do
otaczającego mnie świata. Miałem dość tego uczucia. Lubiłem
być nieprzytomny. Nie myślałem, że ktokolwiek będzie za mną
tęsknić.
Poszedłem do szkoły i to był normalny dzień. Wieczorem
wziąłem dwie butelki po 100 sztuk Tylenolu, które
podzieliłem na porcje po 5 sztuk. Jedna butelka była
częściowo zaczęta, więc w sumie były 183 tabletki.
Przez około dwie godziny brałem po pięć tabletek na raz, z
krótkimi przerwami między seriami. To było coś całkowicie
automatycznego, odruch - jak zabawa długopisem. Siedziałem w
pokoju oglądając film Walker: Texas Ranger i Kung Fu: The
Legend Continues na TNT Network. Mój dziadek mógł być w
domu. Nie pamiętam. Byłem otępiały.
Nie dotarło do mnie co zrobiłem, dopóki nie skończyłem.
Wtedy pomyślałem: "To koniec. To koniec mojej historii".
Nie byłem zbyt religijny, więc nie myślałem, że będzie
jakieś szczęśliwe życie po śmierci albo że cokolwiek na mnie
czeka. I to mnie strasznie przeraziło. Pomyślałem o
zadzwonieniu do kogoś, ale nie wiedziałem do kogo i wydawało
mi się, że to może pogorszyć sprawę. Walczyłem z dwoma
chęciami - jedną, aby starać się przeżyć i drugą, aby
położyć się i zaakceptować to, co zrobiłem. W końcu się
poddałem. Znalazłem swojego kota, Minnie, którego
znaleźliśmy w śmietniku i przytuliłem go. Powiedziałem jej:
"Kocham cię, ale muszę odejść".
W tym momencie rozpłakałem się. Zdałem sobie sprawę z tego,
że na tym świecie wciąż są rzeczy, na których mi zależy i
które sprawiają mi szczęście. Wciąż są rzeczy, z którymi nie
chciałem się rozstawać. Ale było za późno. Płakałem aż
zasnąłem.
Obudziłem się około półtora dnia później, słaby, wycieńczony
i zarzygany. Wyrzygałem się wystarczająco mocno, aby
przeżyć. Tak bardzo mi ulżyło, byłem taki szczęśliwy.
Przyjaciele próbowali się ze mną skontaktować, aby
dowiedzieć się, dlaczego nie było mnie w szkole.
W ciągu następnych kilku dni poczułem się dobrze. Zacząłem
zauważać wszystkie te rzeczy w moim życiu, które były dobre
- normalne rzeczy typu możliwość spacerowania i obserwowania
drzew, zobaczenie mojego zwierzaka. Nawet jedzenie smakowało
lepiej.
W latach po próbie samobójczej moje życie kilka razy stawało
się gorsze niż wcześniej. Nigdy więcej nie próbowałem się
zabić, bo pamiętałem, że w ostatnim momencie nie chciałem
umierać.
Gdybym umarł, ominęłoby mnie tyle wspaniałych doświadczeń
życiowych. Podróżowałem, zakochałem się, poszedłem do
collage'u, a później do szkoły prawniczej. Zrobiłem te
wszystkie rzeczy, o których wcześniej nawet bym nie
pomyślał, że są możliwe. Przegapiłbym najlepszą imprezę w
swoim życiu.
Polepszy się. Mnie się polepszyło.

Vivian
Wiek obecnie: 27
Wiek w dniu próby samobójczej: 17

Ostatni dzień spędziłam na pogodzeniu się ze swoją decyzją.
Obudziłam się o 9:00 i miałam dokładnie zaplanowany cały
dzień. Rodzice poszli do pracy, a ja nie poszłam do szkoły.
W ciszy usiadłam na podłodze w mojej sypialni. Myślałam.
Próbowałam pogodzić się z faktem, że tego wieczoru
planowałam się zabić. To był pewnego rodzaju rytuał. Ten
dzień był surrealistyczny. Zrobiłam sobie lekki posiłek i
herbatę, usiadłam z laptopem na podłodze i zaczęłam pisać
listy. Napisałam list do każdej osoby, która miała wpływ na
moje życie. Napisałam do mojej matki, ojca, brata,
nauczycieli i przyjaciół. Zajęło mi to cały dzień. Niektóre
były ciepłe i piękne, inne gorzkie, zwięzłe i złe.
Zorientowałam się, że to będzie moja ostatnia szansa, aby
wszystkim powiedzieć dokładnie to, co o nich myślę.
Napisałam w tych listach rzeczy, których nigdy nie
powiedziałabym na głos. Wielu przyjaciołom powiedziałam, że
ich kocham, pomimo tego, że byłam znana ze swojej
oziębłości. Zawsze ich kochałam, ale nie lubiłam się
uzewnętrzniać. Jednak chciałam aby wiedzieli, że ich kocham.
Matce napisałam, że przepraszam za zmarnowanie 17 lat jej
pieniędzy. Bratu, że powinien otworzyć oczy i umysł. Ojcu,
że ma się pierdolić.
Tej nocy, około godziny 3:00, kiedy wszyscy spali, wkradłam
się do schowka z bronią ojca. Było naprawdę cicho. Bardzo,
bardzo cicho. Byłam dziwnie spokojna. To było niemal jak
medytacja.
Ukradłam butelkę whiskey z barku i wypiłam połowę.
Wiedziałam, gdzie ojciec trzyma klucze do szafki z bronią,
więc ukradłam je poprzedniej nocy. Otwarłam ją i wyjęłam
pistolet.
Trzymałam broń przy głowie przez bardzo, bardzo długi czas.
Byłam przestraszona, podekscytowana, zła, smutna,
szczęśliwa, zrezygnowana, przerażona.
Włączył się mój instynkt przetrwania i pomyślałam o tych
rzeczach w życiu, które zrobiłam, których nie zrobiłam, o
ludziach, na których będzie to miało wpływ, o reakcji w
szkole. Myślałam o tym, jak wyglądałby mój pogrzeb.
Przyłożyłam pistolet do skroni i go odłożyłam. Znowu
przyłożyłam, znowu odłożyłam. To trwało bardzo długo.
Wreszcie pociągnęłam za spust.
Nie wystrzelił. Nie był naładowany.
Nagle poczułam przytłaczające, ogromne uczucie ulgi. Ze
łzami w oczach chichotałam szaleńczo. To był absurd. Runęłam
z powrotem w rzeczywistość. Pomyślałam: "co ja do cholery
robię?".
Poszłam do łóżka. Nigdy więcej nie próbowałam się zabić.
Myślę, że kiedyś będę mieć na tyle dużo odwagi, aby wszystko
to, co napisałam, powiedzieć ludziom w realnym świecie.
Ten dzień sprawił, że mój świat stał się znacznie większy.
Zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że wszystko w moim
życiu, wszystkie problemy, były bardzo trywialne.
Jest taki gość, znany z tego, że skoczył z Golden Gate
Bridge i przeżył. Powiedział, że przed tym jak uderzył w
wodę, żałował tego, że skoczył. Doświadczyłam tego samego.
Siedziałam tam z pistoletem przyłożonym do głowy i miałam te
sprzeczne uczucia. To było niesamowite. To przyczyniło się
do późniejszego poczucia ulgi.
Skończyłam pracując na linii dla samobójców i to było
refleksyjne. Zauważyłam wiele rzeczy, które łączą osoby z
myślami samobójczymi - mieli pewnego rodzaju widzenie
tunelowe, bardzo wąski punkt widzenia. To mnie mocno
smuciło, bo wiem, że wiele z tych problemów i okoliczności
życiowych było do przeskoczenia. Pod względem emocji,
największym czynnikiem ryzyka samobójstwa jest beznadzieja.
A to byli ludzie, którzy doświadczyli ekstremalnej
beznadziei. Nie byli w stanie widzieć nic poza swoim bólem.
Decyzja o samobójstwie jest wielką decyzją. Jest to,
dosłownie, najbardziej znacząca decyzja, jaką podejmiesz w
życiu. Musisz wyjść temu naprzeciw. Można to leczyć. Ja
byłam w stanie zobaczyć szerszy obraz.
Próba samobójcza jest jak nauczyciel, który najpierw robi
sprawdzian, a dopiero później przeprowadza lekcję. Niestety,
dla wielu ludzi, którzy skutecznie odbierają sobie życie,
lekcja nigdy nie nadchodzi.

Christina
Wiek obecnie: 23
Wiek w dniu próby samobójczej: 18

Obudziłam się dość spokojna i optymistyczna jeśli chodzi o
przyszłość. Dzień wcześniej lekarz dał mi receptę na Xanax i
nareszcie miałam nadzieję na poczucie kontroli.
To był idealny dzień, poszłam na przystanek i pojechałam
autobusem do pracy. Byłam recepcjonistką. Zaczęłam pisać z
moim chłopakiem i skończyliśmy na ostrej kłótni. Mówił
straszne rzeczy. On był moim ostatecznym wsparciem,
schronieniem przed rodziną.
Czułam prawdziwe otępienie. Patrząc na moje życie z
zewnątrz, nie miałam powodu, aby być nieszczęśliwą. Byłam
zdrowa, miałam pracę. Nie miałam pomysłu na ścieżkę kariery,
ale to wydawało się normalne. Z towarzyskiej osoby w szkole
zmieniłam się w kogoś, kto bez ześwirowania nie potrafił
pójść na imprezę przyjaciela. Nie wiedziałam, kim byłam.
Trzymałam się życia bez powodu.
Stwierdziłam więc, że to tyle. Wstałam, wyszłam i wróciłam
autobusem do domu. Jak tylko wysiadłam z autobusu, odkryłam
na nowo najbardziej boskie uczucie: uczucie celu. Celu
śmierci, ale to i tak lepsze od braku celu. Obserwowałam
współpasażerów bez wyrazu twarzy. Idących do pracy, sklepu,
domu. Wyglądało jak życie w bezsensownej rutynie. Czułam się
bardzo spokojna. Pogodna. Po raz pierwszy od niepamiętnych
czasów zniknęło otępienie z tyłu mojej głowy. Pomyślałam: "A
więc to jest szczęście".
Weszłam do domu, do rodzinnego domu.
Zapamiętałam sposób, w jaki światło słoneczne oświetlało
meble, a także zapach kurzu, skóry i dywanu. Pocałowałam
mojego psa i przeszłam przez wszystkie pokoje płacząc i
żegnając się.
Popatrzyłam na zdjęcia choinek, rodzinnych spotkań -
szczęśliwych rzeczy, które już nie były częścią mojego
życia. Pamiętałam tylko wrzaski, strach i izolację we
własnym domu. Tak bardzo chciałam odejść.
Moja matka była pielęgniarką, więc zawsze mieliśmy całkiem
dużą apteczkę. Systematycznie zbierałam lekarstwa:
paracetamol, kodeinę, ibuprofen, tabletki przeciw mdłościom,
wszystko.
Rozebrałam się do bielizny i założyłam spodnie z piżamy
mojego chłopaka oraz moją ulubioną koszulkę ONZ. Wdychałam
jego zapach i drżałam. Włączyłam płytę, którą dla mnie
zrobił.
Podzieliłam 49 tabletek nasennych na dwie części. Za jednym
razem połknęłam połowę razem z innymi lekarstwami. Efekt był
niemal natychmiastowy.
Zaczęłam pisać. Do mamy: "Kocham cię". Do taty: "Chciałabym,
żebyś mnie bardziej kochał". Do sióstr: "Przepraszam". A do
niego? "Proszę, powiedz mi ostatni raz, że mnie kochasz".
Przez pięć minut czekałam na odpowiedź.
Na kawałku papieru napisałam list.
"Przepraszam. Jestem tak bardzo nieszczęśliwa. Nie pozwólcie
im mnie pociąć. Kocham, Christina".
Ostatni raz sprawdziłam telefon. Miałam nieodebrane
połączenie od mamy i wiadomość od siostry: "Przepraszam za
co? Wszystko w porządku?". I nic od niego.
Druga połowa pigułek poszła łatwo. Czułam, jak klatka
piersiowa robi się ciężka. Ostatni raz wstałam, zarzuciłam
głowę do tyłu i maniakalnie zaśmiałam się.
"Umarłam" do piosenki
“No Sound But the Wind” od Editors.
Obudziłam się trzy dni później na OIOMie. Moją rękę trzymał
ojciec, który nie odzywał się do mnie przez poprzednie
dziewięć miesięcy.
Kiedy się obudziłam, byłam strasznie zła, że się nie udało i
czułam się niesamowicie bezbronna. Zostałam przeniesiona do
szpitala psychiatrycznego i objęta stałym nadzorem. Zajęło
mi to lata, zanim poczułam wdzięczność za danie mi drugiej
szansy.
Po wszystkim co przeszłam czuję, że jestem dużo bardziej
żywotna. Umiem sobie powiedzieć "to mnie dzisiaj nie
wkurzy". Nareszcie zdałam sobie sprawę, że chcę być
pielęgniarką. Skończyłam pierwszy rok szkoły
pielęgniarskiej. Czuję, że kontroluję moje życie.
Zauważyłam, że moja depresja i próba samobójcza odeszła w
cień, mniej czasu spędzam na myśleniu i mówieniu o tym, co
jest dobrym znakiem. Ciężko o tym mówić - to jest coś, o
czym często wolałabym zapomnieć. Ale czuję, że w pewnym
stopniu jestem zobowiązana do podzielenia się moją historią.
Jeśli mogłabym coś poradzić sobie w wieku 17 lub 18 lat,
albo komuś w podobnej sytuacji, to powiedziałabym, że może
być dużo lepiej. Życie może mieć znaczenie, a ty możesz je
kontrolować. Może to być długa, ciężka droga, ale nie jest
to droga, którą musisz przemierzyć samotnie.
|