Jeśli dokonujesz własnych zmian tylko w zewnętrznym życiu a
nie wewnątrz siebie to twoja praca nie ma żadnej duchowej
wartości.
Człowiek sam jest odpowiedzialny za swoje słowa, czyny, po
tym poznajemy jego wartość jako człowieka.
Mowa ludzka powinna być szlachetna, powinna wnosić pozytywne
myśli, ważne jest dotarcie do drugiego człowieka, tak aby
poruszyć w głębi jego serce i duszę. Lecz dzisiaj
współczesny człowiek bywa nasączony coraz większym arsenałem
wulgaryzmów, które wywodzą się z ciągłego stresu, presji,
bezradności, frustracji, rozczarowań. Dzisiaj dorośli i
dzieci ozdabiają swoje rozmowy przekleństwami, wulgaryzmami,
wyzwiskami... podobnie jest w mediach, filmach... i trzeba
się zastanowić jaką zostawimy po sobie spuściznę naszym
przyszłym pokoleniom, jeśli nie zmienimy naszego
postępowania.
Jest jeszcze inna przyczyna rozszerzania się wulgaryzmów -
brak poczucia wstydu... a to przecież poczucie wstydu jest
wielką ochroną dla życia duchowego i brak tej ochrony spycha
naszą duszę w dół... gdzie brakuje poczucia wstydu nie
słyszymy głosu własnego sumienia.
Dziś łatwo zepsuć to poczucie wstydu, łatwo popełnić zło ale
czas aby zablokować tą drogę, pokazać szczególnie młodzieży,
dzieciom inną, tą szlachetną, która w dodatku przynosi nam
wiele korzyści, choćby na zdrowiu.
Jesteśmy panami naszego życia, codziennie zmierzamy po wielu
drogach, przekraczamy wiele skrzyżowań, od nas zależy czy
wybierzemy tą właściwą i wrócimy na czas do domu. To my
zmieniamy biegi w naszym samochodzie, to my podejmujemy
właściwe decyzje... i to my dźwigamy ciężary własnego
życia... i w tym wszystkim musimy mieć takie rozeznanie aby
nie doprowadzić siebie do katastrofy.
Uczymy się od dziecka: co jest dobre i złe, ładne i
brzydkie, solidne i kruche, a wszystko tylko w jednym celu:
duchowego przebudzenia i podniesienia świadomości, toteż
patrzmy na to co robimy, czy czasem po drodze nie wykoleimy
własnego pojazdu duszy, która bywa zaplątana w labiryncie
dróg, ścieżek i ślepych ulic.
Istnieje wiele poziomów życia na tym świecie. Jesteśmy
codziennie wplątywani w przeróżne sytuacje, które przynoszą
nam szczęście i cierpienie... i skąd to cierpienie?
Szczególnie rodzi się wówczas, kiedy nie dbamy o własne
życie... zastanówmy się, ile razy sami wnosimy je pod swój
dach? Wiemy, że w naszym życiu nawet mimo najlepszych
naszych starań pojawi się także smutek, cierpienie,
rozpacz... i często sprawią go nam ci, którzy nas mocno
kochają... nie da się bez nich iść przez życie, zamknąć oczy
na obecność bliskich i na ich problemy, czy zostawić ich z
nimi samych... i często świadomie bierzemy ten ich bagaż na
własne plecy... i również cierpimy. I co zrobi człowiek w
tym momencie nie pozostanie bez znaczenia - czy zabawi się w
"cyrenejczyka", weźmie na swoje ramiona "krzyż cierpienia" i
będzie z nim szedł przed siebie aby tylko ulżyć innej
osobie... czy go pozostawi samemu na jego drodze, w dodatku
surowo oceniając jego błędy, postawy, które doprowadziły go
do tego żałosnego położenia.

Ten wybór stawia nas w zupełnie innym świetle, kiedy
bierzemy odpowiedzialność za życie innego człowieka i
próbujemy wtoczyć go na górę, gdzie zbliży się do innego
bytu.
Kiedy patrzysz na ludzkie cierpienie, smutek nie możesz być
obojętny, nie możesz być ani gorący ani zimny. "Zimno" to
ciemność, nie daje odrobiny ciepła, miłości... a "gorąco"
sprawia, że kontakt z nim może spowodować naszą zagładę. W
pomaganiu innym musimy umieć tą pomoc wyważyć, tylko w ten
sposób możemy ocalić mu życie i wyprowadzić go na prostą.
Potrzebującego niewolno wkładać ani w zimną strefę ani w
gorącą, jeśli się go chce z tego jego mizernego miejsca
wyzwolić i oby nigdy nie wrócił na swoją starą pozycję, sam
musi wyważyć te drzwi a my możemy tylko mu pomagać.
Lecz kiedy chodzi o nasze życie i rozwój naszej świadomości
nie możemy przebywać tylko w letniej temperaturze, czasami
musimy wskoczyć do gorącej wody i do lodowatej... ale
uważajmy aby za nami nie zatrzasnęły się drzwi, ponieważ
możemy nie mieć odwrotu. W naszej letniej temperaturze nasze
życie staje się rutynowe - w zasadzie to takie spokojne
życie, nic się w nim takiego specjalnego nie dzieje, nie ma
wielu ważnych rzeczy... i cieszymy się, że wszystko nam się
układa... ale dusza zmusza nas do ruchu... wcześniej czy
później wyrywa
nas z tej rutyny... i albo pcha przed siebie aby szukać
szczęścia albo rusza sumieniem aby pomóc bliźniemu w
potrzebie, tym samym zakłócając swój wielki spokój. Często
człowiek nie rozumie, dlaczego tak się mają rzeczy, siedział
sobie spokojnie i szczęśliwie a tu go jakieś licho pogoniło
w miejsce, gdzie musi patrzeć na ludzkie cierpienie... i nie
może tego zrozumieć, dlaczego tam się znalazł.
A
ilu ludzi ucieka z tej ciszy i spokoju w świat rozrywki,
narkotyków, alkoholu i wytwarza wielką iluzję radości i
szczęścia... ale wszystkie te doświadczenia i miłe i ciężkie
przechodzą przez nasze serce, doświadczamy nowych emocji i
uczuć. To są te fale gorące i zimne, które poruszają naszym
życiem, bez których ciężko nam mówić o duchowym przebudzeniu
ponieważ w tej letniej temperaturze tkwimy na tej samej
pozycji... a nawet ignorujemy naszą duchową stronę.
Z
tego stanu możemy się wydostać tylko skacząc do bieguna
zimna czy gorąca... i pomimo, że zimno potrafi nam na długo
zamrozić serce, oczywiście idziemy w złym kierunku, ale w
naszym sercu jest już duże zachmurzenie a nawet ciemna noc,
która powoduje, że dojrzewają w nas uczucia aby wyrwać się z
tego mizernego stanu. I bywa, że pojawi się na naszej drodze
promień życia, i przynosi nam ulgę i wyprowadza z tej
ciemnicy. Otwieramy swoje serce i zaczynamy żyć pełnią życia
mając już głębsze zrozumienie, nie zamykamy już oczu na
sytuacje, które wymagają od nas więcej wysiłku. Służąc
bliźnim otwieramy swojego ducha i miłosierdzie. Każda minuta
bezwarunkowej pomocy wznosi nas duchowo i czym bardziej
przechodzimy do światła tym bardziej zanurzamy się w jego
gorączce... podnosimy temperaturę naszej duszy... inaczej
ciężko jej będzie przejść przez granice światła.
Toteż nie bez kozery mówił kiedyś Jezus Chrystus "Będę was
kąpał w swoim ogniu"... ale nie martw się to nie oznacza
śmierci tylko wyzwolenie... musisz przejść przez tą Boską
alchemię. Do wyniesienia naszej duszy jest potrzebne:
ziemia, woda, powietrze i ogień. Cały Wszechświat tworzy się
z tych cząsteczek pomimo różnorodności światów, w których
żyjemy. Wszystkie rzeczy widzialne i niewidzialne pochodzą z
jednego Źródła życia. Element ognia daje siłę wzrostu,
zapał, entuzjazm, odwagę, stanowczość, twórczość, pilność...
ale kiedy będzie negatywny potrafi wszystko zniszczyć...
toteż należy ten ogień mieć pod swoją kontrolą i umieć
wykorzystywać jego moc w obszarach naszego życia. Musimy
umieć posługiwać się zapałkami aby budzić ogień i używać do
właściwych celów zamiast niszczyć wszystko co się wokół nas
znajduje.

Ludzie rodzą się, żyją i wypowiadają słowa... a te niosą
dużą moc.. jeśli chcesz otworzyć swoje duchowe pola - bacz
jakich używasz słów i komu co życzysz.
Nasze myśli i słowa utworzą w nas piękne kryształy... albo
je rozmażą... w zależności od tego jak ich używasz.
Ale jak się mają słowa, które w różnych językach znaczą coś
przeciwnego... np w polskim "tak" oznacza zatwierdzenie, a w
greckim jeśli coś zatwierdzasz mówisz "nie", co po polsku
będzie zaprzeczeniem... co może doprowadzić do
nieporozumienia między obcokrajowcami. To nie o znaczenie
słów tu chodzi tylko uczucia, falę z jaką je wypowiadamy,
czy wychodzi z serca z miłością, czy z nienawiścią i
gniewem. To siła efektu wymowy nadaje moc słowu a nie tylko
jego sens. To my jesteśmy jego kreacją i siłą... wiele razy
możemy na kogoś nakrzyczeć ale nie zrobimy mu tym krzywdy np.
często robią to rodzice w stosunku do swoich dzieci, którzy
przecież nie chcą ich zła, tylko w ten sposób mocniej je
karcą, kiedy widzą, że te całkowicie wymykają się im spod
kontroli, oczywiście robią to w trosce o ich dobro.
Musimy wiedzieć, że tu nie chodzi o fonetyczne brzmienie
słów ale o nasze emocje, które nimi sterują... nasze słowo
działa jak nóż, można go użyć w dobrych celach jak i złych.
W
naszym przekazie musimy pokazać naszą głęboką myśl i wysłać
ją razem z naszym uczuciem... podobnie jest z modlitwą, czy
mówimy ją szczerze, czy z własnej woli (już wielokrotnie w
swoim życiu słyszałam jak ludzie mówili "będę się modlił
żeby go szlak trafił"), jaka jest nasza intencja i
gorliwość. To od naszej gorliwości zależy, czy nasza
modlitwa będzie wysłuchana w kilka sekund... czy może jednak będziemy
modlić się przez długie lata i ciągle będziemy narzekać, że Bóg nas
nie słucha... a możemy tylko raz krzyknąć do nieba i
będziemy wysłuchani. Najczęściej ludzie się żalą błagam i
błagam a po drugiej stronie jest cisza... bo z naszej strony
jest niedbałość i słowa przechodzą przez zimne serce.
I
nie wszystko złoto co się świeci, nie dajcie się nabrać na
błysk, a dziś wiele ludzi jest bardzo naiwnych... ilu
potępia inne grupy religijne, walczą o hierarchie społeczne,
chcą kontrolować innych, manipulują nimi i proszą Boga aby
tym ludziom źle się działo. Czy takie modlitwy są Panu Bogu miłe? Przecież wszystkie religie mają to samo Źródło
prawdy i wszyscy ludzie wierzą w jednego Boga... ale jak te
religie zamanifestują Boga, jak do Niego przemawiają, czego
oczekują i jakich używają słów modlitwy to już inna sprawa.
Toteż nic dziwnego, że w naszych kościołach panuje wielki
chaos a wiele ludzi zachowuje się niedorzecznie i biega z jednego bieguna na drugi.
Dobra wiara nie wymaga doskonałej znajomości Biblii czy
innych świętych ksiąg, dobra wiara cechuje się życiem w
harmonii, bez
egoizmu, kłamstwa, wojny, nienawiści.
Lepiej mówić ludziom o Bogu niż szkolić ich w świętych
księgach. Jezus Chrystus głosił ludziom proste nauki... ale
ludzie wolą komplikować swoje życie i były także oskarżające
głosy, które i Jezusowi Chrystusowi urągały, lecz ten Mistrz
Prawdy wyrażał się jasno i do ostatnich swoich dni budował
tą piękną ludzką świątynię... i burzył tą, która
kontrolowała ludzi... mówiąc o upadku Jerozolimy dawał wyraźnie
do zrozumienia, że ta świątynia jest pełna grzechu.
Każdy człowiek jest czarodziejem i może nas obdarzyć swoim
słowem, które może być dla innego człowieka mądrością,
wiedzą, wskazówką, prośbą, podziękowaniem, modlitwą... albo
zaklęciem i wielokrotnie przekleństwem, które bardzo często
ludzie czynią świadomie celując w drugiego człowieka.
Pamiętaj, to twoje słowo stwarza piękno... albo udrękę... a
teraz popatrz jaki ty masz w sobie dar rzucania słów, co
płynie z twojego serca... czy prawdziwa miłość, czy tylko
obłuda i przekleństwa.
Vancouver
25 July 2015
WIESŁAWA
|