
Kilka dni temu miałam rocznicę własnych najgłębszych doświadczeń,
które
przemieniły mnie na zawsze w roku 2000. Urodziłam się na tej
Ziemi jako człowiek
i taką rolę grałam do roku 2000. Spełniałam
prawie wszystkie wzorce jakich ode mnie wymagał świat: szkoła, praca,
dom, obowiązki wobec rodziny, realizowałam się każdego
dnia na
gruncie ziemskim. W swoim życiu przeżywałam dużo fizycznych i
emocjonalnych cierpień, może nawet troszkę więcej niż to normalnie
się zdarza u innych ludzi.
W roku 2000 w moje życie wtargnął jakiś wyjątkowo niespokojny ognik
i do końca zabrał
mi z życia to co było dla mnie jeszcze przyjemnie.
Moja życiowa rola się zmieniła, tylko ja jeszcze tego nie
wiedziałam. Myślałam, że po tym mętnym etapie wszystko wróci do
normy. Pomyliłam się, właśnie kończył się okres bycia zwykłym
śmiertelnikiem. To co odbierałam codziennie zbyt poważnie: praca,
zakupy, szykowanie posiłków i takie tam ziemskie utykanie nagle
przestało się dla mnie liczyć. Czułam wielki niepokój ciała, moja
dusza desperacko próbowała się z niego uwolnić, ale była tak mocno
okablowana, że nie sposób było się z tego stanu wyzwolić.
Dalej
starałam się robić to co poprzednio, dalej świat popychał mnie do
egoistycznych dążeń, ciągle ktoś stawał na mojej drodze, kto uważał,
że mam dobre
życie i muszę się z niego cieszyć, lecz ja nie byłam
radosna. Chciałam wejść w mój
stary codzienny rytuał, niestety ta
droga przynosiła mi wielkie cierpienie. Nachodziło
mnie tysiące
negatywnych myśli, w każdej godzinie bombardowały mnie okrutnie,
nie
umiałam sobie z nimi radzić a to było takie proste - należało tylko
im odpuścić.
Przed wejściem na nową ścieżkę życia człowiek zawsze spotyka się
z
wielkim wewnętrznym emocjonalnym konfliktem. W takiej chwili należy
się zatrzymać i zrobić porządek we własnym świecie emocjonalnym.
Przyjrzeć
się własnym emocjom i uwolnić się od ich kurczowego
trzymania nas w starej
formie. Należy uwolnić się z mrocznej otchłani zwątpienia i przygnębienia,
umieć znaleźć drogę wyjścia. W
tym uwolnieniu pomoże przebaczenie.

Należy również odpuścić swoim negatywnym myślom,
tak samo jak
odpuszczamy winy naszym winowajcom.
Łatwo powiedzieć - ciężej wykonać... a wystarczy
tylko dwie rzeczy
aby pokonać własne myśli.
1. Potwierdzić myśli kiedy
się pojawią
2. Wsiąć głęboki oddech i z
uśmiechem powiedzieć:
przyjmuję ciebie i jestem tego świadomy/a, a
następnie o nich
zapomnieć, nie wchodzić w nie głębiej. Nie wdawać
się z nimi w dyskusję.
To jest przebaczenie dla własnych negatywnych myśli.
Dzięki temu zaczniesz przyjmować więcej światła.
Kilka miesięcy przed własnym przebudzeniem kiedy już miotały
mną
okrutne emocje, któregoś dnia siadłam i zrobiłam potężny rachunek
sumienia, przyjrzałam się moim relacjom ze znajomymi. Tam, gdzie
uznawałam
je za zakłócone, wzięłam telefon do ręki i naprawiałam to
co zostało zburzone.
Dopuściłam do głosu te myśli, które mi
uświadamiały zakłócenie mojego stanu emocjonalnego. Przyjęłam do wiadomości faktyczny stan rzeczy. Powoli uwalniałam
się od starych wspomnień i przebrzmiałych form. Nie było to łatwe, podświadomość
dyktowała coś innego. Znalazłam jednak w sobie na tyle siły aby się
jej przeciwstawić.
Nie wolno tłumić w sobie myśli. Tłumienie jest niebezpieczne
ponieważ wchodzi
głęboko w naszą podświadomość i zmienia nasz
kierunek życia. Zmienia nasz los.
Czym więcej walczysz idąc za swoimi negatywnymi myślami tym
bardziej
będzie opłakany końcowy wynik, może okazać się dla człowieka
katastrofą. Jeśli ujrzysz negatywne myśli jako nicość obrócą się w
nicość.

Wiele ludzi nie umiejąc znaleźć rozwiązania swoich życiowych
problemów
wszystko zwala na zły los, na karmę a najlepiej na innych
lecz cały sekret tkwi
wielokrotnie na poziomie naszej
podświadomości, zablokowane własne negatywne
emocje trzymają nas w
kajdanach. Często bywamy osamotnieni i potrafimy bez przerwy
podtrzymywać we własnych myślach obraz naszego nieszczęścia. Ciągle
przeżywamy
tą samą historię od nowa i od nowa; a wizualizacja jest
potężnym narzędziem w umyśle człowieka, po pewnym czasie nabierze
realnej mocy i materializuje się w naszym życiu.
I tak często się
zdarza, że człowiek stara się zapamiętać swoje krzywdy aby się przed
nimi na przyszłość uchronić a tu one jak na złość materializują się,
niespodzianie spadają
na nas. Jakże często chroniąc się przed
tragediami wzbudzamy w sobie strach, kreujemy paskudną wyobraźnię -
co to będzie? Strach odbiera nam właściwy osąd a myśl
powoduje, że
wcześniej czy później przyciągamy do siebie daną sytuację.
Mamy jeszcze w swoim otoczeniu sporo ludzi, którzy doleją oliwy do
ognia, chcą
nam pomóc, ale utwierdzają nas w przekonaniu, że sytuacja
jest beznadziejna. Nie
wolno wchodzić zbyt głęboko, szczególnie w
niebezpieczne sytuacje, nie wolno mieć katastroficznych wizji przed
oczyma. Ludzie, którzy nas otaczają podświadomie odbierają nasz
strach i ci którzy próbują nas skrzywdzić są jeszcze bardziej wobec
nas pewni. Gdy czujemy się bezpiecznie, nie prowokujemy otoczenia,
toteż inni spokojnie stoją z boku. Dlatego nie gruntujmy naszej
bezsilności, czujmy się bezpieczni nawet w krytycznych sytuacjach i
uśmiechajmy się do naszych krzywdzicieli.
Zobacz jak na początku ten
zacietrzewiony wróg będzie się miotał i rzucał w twoim kierunku
słowa najbrzydszych obelg, będzie kreował wyzywające sytuacje, ale ty
się go nie lękaj. To tylko jego strach przemawia przez niego.
Człowiek pozbawiony strachu nie atakuje brutalnie innych ludzi. To
co w takiej chwili czyni jest tylko jego własnym obrazem, to na nim
samym skupią się wszystkie jego oskarżenia, które kieruje pod
adresem innych. Krzywdziciel, człowiek oskarżyciel nadaje
moc
krzywdzenia samego siebie. Nigdy nie będzie się czuł bezpieczny,
jego strach ciągle rzuca mu wyzwania do walki. Zawsze znajdzie
przeciwnika. Zawsze upatrzy sobie ofiarę.

Prawda jest taka, że zawsze otrzymamy to co dajemy drugiemu.
Krzywdziciel
podtrzymuje w swojej podświadomości wielką ochotę na
zemstę. Czasami wygląda
ona tak niewinnie; chce ukazać niby swoje
racje, swoje nauki, ale powiedz takiej osobie
tylko małe słówko
"NIE ... nie wchodzę w to, to nie
moje" ... wyzwala się w nim potężna energia złości i atakuje
często na oślep używając przeróżnych argumentów. Za wszelką
cenę
chcą dowartościować siebie. Z taką osobą nie ma sensu walczyć, w
gruncie rzeczy
to nieszczęśliwy człowiek pełen gniewu, złości,
nienawiści.
Takiej osobie należy tylko dobrze życzyć, otoczyć ją
Światłem Boga i oddalić się od niej, dać jej czas na refleksje jeśli
jest jeszcze do nich zdolna. Ważną rolę ma wybaczenie a to już nie
jest łatwe, ale chociaż
odpuść sobie zemstę. Potraktuj to jako własny
przejaw emocjonalny i nie wchodź dalej w
tą sytuację, realizuj dalej
siebie. Bądź sobą bez względu czy się to komuś podoba czy nie!
Pamiętaj każda taka agresja od drugiej osoby jest próbą zatrzymania
ciebie w twoim osobistym rozwoju, odcięcia ciebie od twoich
prawdziwych
dróg. Unikaj takich ludzi, uznaj za fakt, że masz prawo
być sobą, lecz wybacz
im wszystkie krzywdy i wypracuj poczucie
własnej wartości. Stwórz swój własny
pozytywny wizerunek przeciwny
do doświadczanych krzywd. Konflikty ze światem
mają ogromny wpływ na
całe nasze życie, dlatego ważne jest aby umieć znaleźć
własne
miejsce, odciąć wszystkie negatywne kanały, które próbują nas
zakłócić.
Nie należy być też zaślepionym, wchodzić w ten sposób na niewłaściwe
drogi.
Jeśli ktoś bez przerwy ci narzuca swoje zdanie, usługi, na
siłę próbuje wmanipulować
ciebie w coś czego do końca nie rozumiesz
bądź ostrożny, szczególnie jeśli ktoś
żąda za swoją pomoc pieniądze
i tam, gdzie czujesz przemoc, arogancję. U takich
osób nie ma
szczerych intencji bez względu jakim językiem przemawiają.

Człowiek powinien mieć wyczucie na świat; dróg prowadzących do celu
jest
wiele. Nie tylko jedna religia, jedna duchowa nauka jest tą
najlepszą. Dróg jest wiele,
jak różni są ludzie a droga nie jest
celem tylko narzędziem, przymuszanie kogoś do
danej wiary, grupy,
tłumi duchowe dary, zamyka na boską mądrość. Człowiek wyżej
duchowo
rozwinięty jest wielowymiarowy, widzi wiele rzeczy z innych pułapów.
Ludzie patrzący na świat przez pryzmat swojej zamkniętej doktryny są
za wysokim murem, sami nie idą wyżej i nie pozwalają innym.
Każdy człowiek jest odpowiedzialny za własne czyny: co siejesz to
zbierasz, jedno ziarenko przynosi cały kłos, ziarno pomnaża się.
Podobne przyciągnie podobne. Wysyłając komuś negatywną energię
budujesz takie samo własne życie, wcześniej czy później
zmaterializuje się i jak bumerang wróci ze zwiększoną siłą, uderzy
tylko w ciebie. Doświadczysz jak smakuje: twoja nienawiść, złość,
twój osobisty obłęd. Będzie to dla ciebie większym cierpieniem niż
je komuś zadałeś... zostało to zakodowane w twojej podświadomości,
a
uwolnienie się negatywnej myśli od miejsca twoich manipulacji
spowoduje wielki ból.
Ważne aby widzieć to co jest realne, nie budować w swoim umyśle
nieżyjących
obrazów, idąc drogą myśliciela stwarzamy dla siebie
problem "ego myśliciela".
Czy coś jest w tym złego?
Nie, nie ma w tym nic złego poza tym, że twój umysł jest skołowany.
Dotąd pracuje
normalnie dopóki balansujesz obie półkule mózgowe. Przeładowanie
jednej doprowadza
do potężnych życiowych komplikacji a nawet obłędu. Większość ludzi
chce słuchać tylko
tego co przekazuje im umysł zamiast głosu serca. Rozmowa z sercem
jest prosta ponieważ jest ono zamknięte na rozmowy. Dostajesz
stamtąd sygnał i nie
musisz zadawać więcej pytań. Wiele osób pewnie zna głos idący z
serca i nie muszę im tłumaczyć: co to znaczy słyszeć sercem? Jest to
najwspanialsze uczucie jakie można w życiu przeżyć.

Idąc za sercem otwieramy się na
miłość,
idąc za umysłem budzimy się na strach.
Nasz codzienny świat stwarza wiele lęku, napięć, frustracji, zmusza
do szybkich decyzji w jaki sposób mamy coś wykonać. Słuchając
własnych serc wiemy, gdzie
jest miłość i tym samym dokonujemy
wyboru. Ci ludzie już nie krzywdzą innych.
Z sercem dokonujemy prawdziwych wyborów cały czas, a nawet jak nie
dokonamy wyboru nadal mamy wybór. Idąc z sercem szybko przejrzysz:
co
to jest strach i co to jest miłość. Ten wybór jest subtelny. Pod
wpływem umysłu
ego boi się każdego zagrożenia, a kiedy traci nad
czymś kontrolę i wszystkie perspektywy, wtedy nie jest zdolne do
życia w pokoju tylko rozpoczyna walkę. Walczy z każdym i każdym
sposobem, czym mocniej się boi tym bardziej bywa okrutne, lubi
zadawać ból, cierpienie. Czym bardziej się miota tym bardziej będzie
wymyślać podstępne chwyty aż w końcu nie ugnie się przed niczym. W
takiej głowie jest tylko jedno pragnienie, jak zniszczyć obrany cel.
A kiedy wykończy przeciwnika jeszcze podziękuje Bogu za pomoc ...
uzna, że to tylko
za Jego sprawą uwolnił innych od zła. W ten sposób
walczą fanatycy, widzimy to w
grupach społecznych i religijnych.
Bronią zaciekle swoich racji, nie ważne, że
po trupach, nie ważne ,
że nie mają żadnej gwarancji na własne prawdy
W takim człowieku system dążeń dosięgnął zenitu.
Gdy kierujemy się miłością to nawet kiedy inni nadużywają nas
odnosimy w końcu zwycięstwo, ponieważ tam, gdzie człowiekowi
podpowiada miłość wcześniej czy później
Bóg automatycznie przyjmuje
nasze potrzeby. Bóg ukochał sprawiedliwych i pokornych.

Dzisiaj już wiem, że jest możliwe przebudzenie człowieka
w okamgnieniu, nawet jeśli nie mamy pojęcia o takim stanie.
Takim przykładem jest:
Św. Paweł w religii chrześcijańskiej, Gangaji w hinduizmie,
Tony Parsons - osoba świecka... i inni.
Tak to niby wygląda ... nagłe przebudzenie, ale tak naprawdę to ono
wcale nie jest takie
nagłe. Jest to bardzo długi proces, który
dzieje się w ukryciu i wybucha nagle jak wulkan. Obserwując siebie,
przed moim przebudzeniem byłam długi czas w dziwnym stanie.
Często
zamykałam się w swoim mieszkaniu, szukałam samotni a z drugiej
strony wyrywałam się do życia lecz nie umiałam się nim cieszyć.
Mieszkało we mnie dwie
osoby; jedna pragnęła słuchać szumu przyrody,
morskiej wody, śpiewu ptaków, druga
miotała się w tym świecie,
patrzyła w przyszłość i przeszłość, nie umiała zaakceptować czasu
teraźniejszego.
Zanim przyszedł wybuch przebudzenia ciało i dusza
mocno cierpiały, ale w inny sposób niż po przebudzeniu. Mimo bólu
transformacji mojego ciała mój umysł jest spokojny, nie jestem zbyt
czuła na własny ból. Przestały być dla mnie ważne czynności dnia
codziennego, wolny czas poświęcam na kontemplacje i modlitwę,
uwielbiam ciszę. Kiedy człowiek zaprzyjaźni się z Bogiem pragnie
izolacji od świata. Choćby raz otarł się o Boskie Światło budzi się
w nim wielka tęsknota i bez przerwy szuka Boga. Tylko w swojej
samotni może Go spotkać. Tam też odkrywa swoje prawdziwe potrzeby
jakże różne niż te ziemskie.
W procesie podnoszenia się na wyższe etapy duchowe najważniejszą
rzeczą
jest - okiełzać swój szalony umysł, uczynić go przejrzystym,
nie kontrolować cudzych pomyłek lecz przyjrzeć się własnym. To co
tak mocno dostrzegasz u innych jest twoim własnym problemem i pomyśl
jak to w sobie zmienić zamiast urządzać tresurę drugiego człowieka.
Jeśli potrafisz stransmutować w sobie negatywne emocje, polega to
też na twojej desperacji, wtedy nagle poczujesz gwałtowny wstrząs,
olśnienie,
wchodzisz w nowy bardzo ważny życiowy etap, fruniesz do
nowego życia.

Lecz pamiętajmy, tutaj nasze ego podniesie głowę, zaraz ci podpowie
- jesteś wyjątkowy;
ma swoje tysiące sposobów aby i tu zacząć
dominować, zaraz dorobi ci boski przydomek - wielkiego tego świata.
Taka osoba przestaje być człowiekiem zaczyna grać rolę boga. Zaczyna
zbierać wokół siebie tłumy i próbuje ich nakłonić do swoich racji
bez względu jakie one są; czy to w kwestii religijnej czy
społecznej.
Taki człowiek zamiast wspinać się jeszcze wyżej, bo
przecież to nie koniec podróży zatrzymuje się w środku drogi i mocno
rozwija w sobie zdolności siddhi. Jeśli się w porę opamięta, na tym
poziomie czeka go jeszcze jedno przebudzenie - warunek, że odnajdzie
swoją prawdziwą naturę, rozpozna fałsz ego, nie zdarzy się to
wcześniej niż wówczas gdy wejdzie w swoje serce. Wtedy zacznie
nasłuchiwać i odkrywać własną naturę. Następnie słucha tego co jest
wokół niego, kiedy zacznie pojmować, że jego życie jest nie tylko po
to aby żyć egoistycznie, ale i służyć innym.
Bezinteresowne służenie innym zaczyna się kiedy zamykamy pod klucz
własne
ego. Już nie słuchamy co nam mówi podświadomość, która dąży
do własnej satysfakcji: pieniędzy, sukcesu, podszeptu ego:
to co robię jest wielką rzeczą więc
ludzie muszą
mi płacić ... etc.
Bezwarunkowa miłość współbrzmi z orędziem serca, która podrzuca
instrukcje na to co prawdziwe, a przede wszystkim Prawdę o sobie.
Słuchajmy siebie sercem - to pomoże człowiekowi nie tylko w rozwoju
duchowym. Ważne będzie w walce z uzależnieniami, pomoże uwolnić się
od egoistycznych myśli i twierdzeń.

Człowiek całe życie szuka w sobie tego co zostało zagubione. Było
takie oczywiste, ale życie zasłoniło tą najczystszą naszą esencję.
Szukamy bo wierzymy, że właśnie tam jest nasze ocalenie. Dzisiejsza
życiowa rzeczywistość zaciemniła w naszym sercu mistyczny skarb.
Rzeczywistość: życie - też wielki skarb, ale jeszcze większym jest
wyzwolenie,
które nagle rozświetla w nas światło. Człowieka dualizm
nie pozwala przejść przez
tą granicę i osiągnąć najwyższej
świadomości. Podczas naszej separacji z Bogiem
wszyscy odczuwamy
jakąś stratę, męczy nas odczucie, że nie jesteśmy całością.
Dużo ludzi oczekuje na coś co zwiemy oświeceniem, brzmi to nieco
tajemniczo,
jest dla człowieka ściśle tajne. Wysiłek i ciężka praca
przyśpiesza rezultaty,
da wyzwolenie i oświecenie. Ten stan jest
osiągalny dla każdej ludzkiej istoty.
Nauka mówi nam, że jesteśmy
osobą prywatną, że mamy wybór jako osoba
fizyczna, ale istnieje szereg
doświadczeń, które mówią zupełnie coś innego. Często doświadczamy
zakłopotania umysłu; co innego podrzuca nam ego, co innego dyktuje serce.
Wyzwolenie - jedno tracisz,
drugie zyskujesz, to co zawsze było twoim skrytym marzeniem. Już
wiesz, jesteś jednostką, której nikt nie ma prawa zniewolić.
Odrywają się korzenie całego lęku i niepokój. Doświadczasz uczucia,
że rozpoczynasz bardzo daleką podróż.

Pisząc o duchowym przebudzeniu często wspominam swoje doświadczenia.
Nie robię tego z myślą, że jestem może kimś wyjątkowym. Czym mocniej
wchodzę we własną duszę tym bardziej widzę jej nicość. Jeśli coś w
życiu potrafię zawdzięczam tylko Bogu. Jestem Jego małym narzędziem.
Na początku nowej drogi przeżyłam wielki wewnętrzny konflikt, szok.
Moje wierzenia były zupełnie inne, inaczej mi przedstawiono wiele
kwestii religijnych i naukowych. Czułam, że w moim życiu dzieje się
coś wyjątkowego, coś czego moje zmysły nie umiały pojąć ..., ale co ?
Pierwsze co zrobiłam szukałam porad lekarzy.
Po dogłębnym przebadaniu
przez kilku lekarzy, w tym nawet psychiatrów, delikatnie mi
powiedziano abym znalazła sobie grupę religijną, jakoby to mi miało
pomóc? Zrobiłam wielkie oczy, szukałam pomocy u lekarza a ten
podsuwał mi kościół?! Postanowiłam się z tymi doświadczeniami
podzielić z duchownym, z kolei ten odesłał mnie do lekarza... i tak
kółeczko się zamknęło. I nie wiem jak długo bym tak biegała: od
księdza do lekarza ... ? ... jeśli nie spotkałabym osoby, która mi
przyniosła pod dach dwie książki: jedną o Ojcu Pio a drugą - "Dzieła
Teresy z Avila", w których oboje święci opisywali swoje przeżycia,
swoje głębokie refleksje, ból cierpienia.
W tym momencie rozpoczęłam
jeszcze głębsze poszukiwania, ale już w innych kościołach.
Chciałam
się dowiedzieć, czy podobne zdarzenia przeżywają tylko święci
katoliccy czy we wszystkich religiach? Znalazłam podobne
doświadczenia nie tylko w innych religiach, ale i u osób świeckich. I
tutaj chcę im wszystkim podziękować za to, że mieli odwagę podzielić
się swoimi doświadczeniami ze światem. Nie milczeli, nie schowali
dla siebie mimo szykanowań wielu ludzi. Św. Teresa stanęła nawet
przed inkwizycją i nie zaparła się prawdy. Dzięki nim odkrywałam
prawdziwą naturę człowieka - człowieka prawdziwego. Zrozumiałam, że
mój dom jest gdzie indziej.
Przestałam bać się śmierci i pomimo, że
przede mną był jeszcze bardzo ciężki okres zaciskałam zęby i mocno
parłam do przodu, do Boga. Co dnia budziła się we mnie coraz większa
chęć służenia Światłu, Dobru. W takim klimacie budziło się we mnie
inne spojrzenie na wszystkich ludzi, na świat, na bezwarunkową
miłość. Bóg nie był już dla mnie mitem, w każdej godzinie czułam coraz
większą Jego obecność. Nie mogę się nazwać wysłannikiem światła lecz
przebudzoną w świetle; osobę która poprzez cienie i promienie
słoneczne szuka swoich dróg by osiągnąć najwyższy cel. Niebo i
Ziemia niby przegrodzone cienkim woalem, ale spróbuj go zerwać...
a zobaczysz ile cierpienia doświadczysz. Zanim zgłębisz tajemnicę
potężnej miłości należy rozpuścić niejedną własną powłokę, niejednej prawdy czy kłamstwa dotknąć, niejedno marzenie rozwiać i
nieustannie korzystać
z Łaski Boga, bo tylko z tej strony można
liczyć na wsparcie. Świat ci go nie da.
KAŻDY CZŁOWIEK NOSI W SOBIE ISKRĘ BOGA,
KAŻDY CZŁOWIEK MOŻE DOŚWIADCZYĆ TAKIEGO CUDU.
Warunek:
wczuj się w rytm swojego serca,
bądź sprawiedliwy, dobry i tolerancyjny
a światło na pewno cię znajdzie
i wskaże ci twój właściwy kierunek.
I nie lękaj się śmieszności,
nie lękaj się oszczerstwa,
nie lękaj się śmierci ...
cokolwiek będzie się wokół ciebie działo
Bóg cię nie opuści.

18 Oct. 2009
WIESŁAWA
|