Wszystkim nam obecnie
potrzebne jest duchowe przygotowanie. Ten dzień - powiedzmy
"ostateczny" uderza niespodziewanie. Niekoniecznie to musi
być koniec świata. Każdy będzie miał ten swój osobisty
koniec i może to się zdarzyć w każdym miejscu i w każdej
chwili naszego życia. Toteż ważne jest aby w każdej minucie
swojego życia umieścić w swoim sercu Boga!
O
wiele łatwiejsze jest budować siebie duchowo, kiedy żyjemy w
spokoju i pokoju, kiedy żyjemy w otoczeniu mądrych i dobrych
ludzi, kiedy mamy na to więcej czasu, kiedy nie opieramy się
na strachu i reagujemy ze zdrowym rozsądkiem i mamy wiele
rzeczy przemyślanych - poddajemy się głębokiej kontemplacji
nad swoim życiem, celami naszego życia, nie jesteśmy niczym
przytłoczeni... a nie wówczas, kiedy u naszych drzwi stoi
katastrofa, która całkowicie zamraża nasz układ nerwowy.
Nasz organizm czuje się niczym sparaliżowany a wszystkie
obrazy jakie nam się objawiają są przerośnięte i potężny
strach karmi nasz umysł i serce.
To ta wyobraźnia jest największym narzędziem wroga, to ona
potrafi zatruć do końca nasz umysł... i ogarnia nas mrok i
zwątpienie.
Nie od dziś wiadomo, że wejdziemy w szorstkie czasy: będą
zarazy, wojny, terror, głód, trzęsienia ziemi, zmiany
klimatyczne i po ziemi będzie hulał złowrogi wiatr... ale
nie zwycięży tej budowli, która jest zbudowana z wiary. I
kiedy codziennie spędzamy czas w duchowej siłowni, kiedy
codziennie wzmacniamy własną wiarę stajemy się jej
mistrzami... wówczas nie boimy się żadnego przeciwnika na
ringu i zapewniamy sobie zwycięstwo w swoim życiu... ale
kiedy nigdy nie spędziliśmy ani jednego dnia na szkoleniu
swojego ducha ta walka może być dla nas straszna.
Dziś zbyt dużo ludzi jest szkolonych w fizycznych
siłowniach, w udoskonalaniu własnych mięśni, w odnoszeniu
własnych sukcesów... ale tych materialnych... a ich duchy są
niewykwalifikowane, niezdyscyplinowane a wiara w nich -
ŻADNA.
To ci ludzie zapłacą największą cenę ponieważ są
niepełnosprawni w dziedzinie wiary... i nie chodzi tutaj o
codzienne uczęszczanie do kościoła, w nieustanne wpatrywanie
się w obrazek Chrystusa na ścianie ale o zmianę w nas samych
wewnątrz siebie co staje się oczywiste, że nasza wiara w
Boga czyni nas zwycięzcami świata.
I tu zapytasz, to co ja mam jeszcze zrobić aby tą wiarę u
siebie wzmocnić?

Stosować codzienny duchowy trening. Pierwsze to modlitwa,
odpowiednia dieta, czystość języka, niesienie prawdy, dobra,
każdy nasz oddech powinien być przepełniony Bogiem,
powinniśmy odbyć codzienną kontemplację nad swoim własnym
życiem, przeprowadzić dobry rachunek sumienia, żal za
popełnione grzechy, przeproszenie, wybaczenie i cały czas
być z Bogiem jako z najlepszym swoim przyjacielem... który
siedzi obok ciebie i zawsze cię słucha, bo tak w
rzeczywistości jest!
Dla Boga zawsze musimy znaleźć czas... już nie jeden raz
pisałam, gotuj nawet zupę z Bogiem, sprzątaj z Nim
mieszkanie, biegaj z Nim do pracy i pracuj z Nim, odpoczywaj
z Nim, bądź z Nim cały czas... a nie tylko masz dla Niego
wyznaczony czas jak wizytę u lekarza... bo jesteś zbyt
zaganiany a wokół ciebie toczą się ważniejsze rzeczy.
Codzienne chodzenie z Bogiem to twoja duchowa jasność, to
twoje czyste zmysły, to twoje doskonałe widzenie... nawet
przez gęstą mgłę.
Tylko chodzenie w duchu może nam pomóc widzieć przez mgłę...
i tu masz przewagę nad innymi, którzy tego nie czynią. I w
tym momencie nie masz się co martwić o dalszą kolej rzeczy.
Wędrując z Bogiem, wiarą... to jest twoje bezpieczeństwo,
twój dobrobyt... ponieważ nie blokujesz Prawdy Bożej we
własnym sercu.
Kiedy kontemplujesz, medytujesz w Bogu twoje oczy są
skupione na prawdzie i widzisz to wielkie słońce w sobie,
niezależnie jaka jest na zewnątrz pogoda... czy jest mgła,
chmury, deszcz... a w twoim pokoju ciemnica... ty masz jasny
i piękny widok i nawet nie musisz używać swoich fizycznych
oczu.
Dzisiaj biegasz za pieniędzmi, za sukcesem, niezliczonymi
wygodami... i to jest dla ciebie najważniejsze... i mówisz,
że mocno wierzysz w Jezusa Chrystusa a przecież On był
bezdomnym zbawicielem. Tułał się po świecie tu i tam, często
głodny, niewystarczająco odziany, nawet nie miał przy sobie
żadnego pisma świętego... ponieważ Słowa Boże miał zapisane
w swoim sercu... i sercem komunikował się z Bogiem a Jego
przyjaciele, uczniowie byli Jego kościołem.
Czy Bóg potrzebuje twoich pieniędzy, twoich skarbów?

Potrzebuje twojej duszy: czystej i nieskazitelnej... i
zawaliły się nasze duchowe filary wiary... i zmagają się
nasze coraz większe wątpliwości, i niby, że mówią ci w
kościele: że Bóg żyje w tobie - a tam czujesz inną
rzeczywistość: ciemność, chłód, pustkę i nic poza tym nie
dotyka twojej duszy. I nie pomagają krzyki świętych ludzi...
odcinasz sobie gałąź, na której siedzisz.
Większość ludzi przyjęło wiarę, że Bóg jest
wszechmiłosierny, nadnaturalnie wypełniony miłością i nie
może nas skazać na żadne potężne tortury... i wówczas ci
przeżywają potężną konsternację: w czasie ciężkiej choroby,
wojny itd... i czynią Bogu wielkie pretensje: czemu mnie
opuściłeś Boże! Nie, Bóg cię nie opuścił, to twoja wiara cię
opuściła! Zbyt mocno w swoim sercu odszedłeś od Boga pomimo,
że wydawało ci się, że idziesz dobrą drogą.
Musimy wiedzieć, każdy kształtuje siebie, każda osoba
otrzymuje pełną możliwość uformowania siebie jako człowieka,
który może być w doskonałej relacji z Bogiem. Bóg daje nam
wolność, możemy robić co chcemy, nie przeszkadza nam nawet w
naszych najgłubszych decyzjach i czeka cierpliwie... ale
ostatecznie oferuje pełną możliwość dla każdej osoby aby
zakończyć swój proces formowania jako człowieka... nawet te
osoby o najbardziej narcystycznej postawie... chociaż
czasami trwa to bardzo długo... i nie rzadko muszą powtarzać
te same cykle życia.
To my sami mamy wziąć sobie do głowy istnienie moralności,
budowanie naszej szlachetności, ukamienowanie swoich błędów,
grzechów - A NIE CUDZYCH - jak to najlepiej i
najszybciej czynią ludzie... najlepiej wychodzi im
kamienowanie innych!
I
sami powinniśmy się wbić na pal moralności... a nie wbijać
na nich innych ludzi... oni czynią tyle zła na ile my im
pozwolimy... toteż później nie rozgrzeszajmy siebie w ten
sposób, zabijając ich! To ci co to czynią żyli w ciemności i
amoku, to ci nie reagowali na ich kłamstwa! A później
krzyczą: to Żydzi są wszystkiemu winni (lub ktokolwiek
inny). Niestety to my pozwoliliśmy toczyć się złu przez
świat, to my pozwoliliśmy się wziąć złu za uzdę i prowadzić
jego drogami... w dodatku często skazując się na dobrowolną
współpracę z nim... a później z całych sił krzyczymy: "łapaj
złodzieja!".
I
nie budujmy siebie kosztem innych bo to jest wielce
niemoralne tylko spójrzmy na własne błędy, winy i przyznajmy
się do nich i spróbujmy je naprawić.
I
to ciągle przekonywanie tylko o własnej prawdzie... a to
jest już niebezpieczne, to religie powodują najwięcej wojen
na świecie, ponieważ to przez nie generuje się największa
pewność siebie, że to ich racje są te najlepsze. A to
wszystko kończy się przemocą i giną niewinni ludzie... a tak
naprawdę problem jest daleko poza religiami. Nie bądźmy
małymi barankami w przedszkolu wilczków przebranych w owcze
skórki... uczy się jagniątek: pokoju, miłości, jak udzielać
całemu światu pomocy, jakim należy być dobrym... a to tylko
pozory bo baranki mają być lojalne. Przebrane za owieczki
wilczki najbardziej szkodzą tym małym niewinnym dzieciom a te naiwnie
nadstawiają swoje rączki aby im podać szczepionki w
oczekiwaniu zbawienia od chorób... a tu krach... niebo się
wali... i gdzie Ty Boże jesteś, że tego nie widzisz?!
I
gdzie są ci nasi dobrzy pasterze, którzy nas uczyli miłości,
dobroci, miłosierdzia, czemu nie stają w naszej obronie?
Nie odpowiem na to pytanie, to ja ciebie zaprowadziłam do
własnego przemyślenia twoich własnych "złotych strzałów
samozagłady", a w naszym świecie jest już ich tysiące...
gdzie ty byłeś do tej pory, czemu śpisz, czemu nie słyszysz
tych krzyków świętych ludzi, którzy od tylu już lat do
ciebie wołają - obudź się bo za chwilę zginiesz!
I
dlaczego tak się dzieje, że ty tego nie widzisz, nie
słyszysz i pozwalasz sobie na zadawanie tych "złotych
strzałów"... ponieważ przekroczyłeś człowieku "Złote
Reguły"
gry ustalonej dawno, dawno temu we Wszechświecie, których
nie wolno było ci burzyć.
A
teraz kupę ludzi zaczyna obsesyjnie czytać "Objawienie", już
nie takie trudne do odczytania... i każdy na swoją rękę
szuka tej ostatecznej daty... a Jezus Chrystus wyraźnie
mówił, że tego nikt nie wie, kiedy to nastąpi!
I
na pewno zaskoczy wszystkich tych, którzy nie żyją zgodnie z
Prawdą Boga, już dawno złamali Jego Złote Reguły.
Vancouver
11 Oct. 2015
WIESŁAWA
|