- Strasznie mi
zasmakowały, więc
kiedy wróciliśmy do
Polski, przez
miesiąc codziennie
robiliśmy sobie
takie desery. W
lecie truskawki
można było znaleźć
na każdym śmietniku
przy bazarach, a
miętę posadziliśmy w
ogródku - zachwyca
się Paweł.
Śmietnikowe wyprawy
potrafią też być
niezłą przygodą. I
to nie tylko
dlatego, że
freeganie o zdobycze
muszą konkurować z
miejscowymi
pijaczkami. -
Freegańskie łowy to
loteria. Nigdy nie
wiem, co danego dnia
przyniosę do domu.
Jak udało mi się
trafić arbuza, to
czułem się jak
zdobywca skarbu -
śmieje się Paweł.
Kuba wspomina, jak
znalazł kilkanaście
pojemników z
malinami. - Nie
byłoby w tym nic
dziwnego, gdyby nie
fakt, że był
początek stycznia,
więc jedno takie
pudełko kosztowało
prawie 15 zł. Ktoś
lekką ręką wyrzucił
na śmietnik owoce
warte kilkaset
złotych - opowiada.
Nie wszystko da się
przejeść, ale
freeganie dbają,
żeby nic się nie
marnowało. - Kiedyś
przynieśliśmy do
domu 20 bakłażanów.
Po przyrządzeniu
wszystkich możliwych
potraw z bakłażanem
i rozdaniu ich
znajomym resztę
zamroziliśmy. Na
zimę, bo wtedy o
świeże warzywa
znacznie trudniej -
opowiada Marta
Gałecka, studentka
UW.
Kiedy kończy się
sezon, asortyment
sprzedawców na targu
staje się znacznie
skromniejszy, mniej
też można znaleźć na
śmietnikach.
Freeganie muszą
szukać innych
sposobów na darmowe
jedzenie. Paweł w
zimowe miesiące
odwiedzał
wegetariański Vega
Bar przy al. Jana
Pawła.

- To, czego w
knajpie nie udało
się sprzedać, mogłem
na koniec tygodnia
dostać za darmo:
kanapki, kaszę,
surówki, kotlety
sojowe czy falafele
- opowiada.
Idea życia za darmo
nie ogranicza się
tylko do jedzenia.
Co prawda nie można
u nas znaleźć na
śmietniku butów
Diora czy sprawnych
laptopów jak w Nowym
Jorku, ale jeśli
tylko ma się pomysł,
gdzie szukać, można
trafić na różne
skarby.
Prawie wszystkie
meble w mieszkaniu
Pawła są z odzysku.
- Co prawda mam
stylowy miszmasz, bo
fioletowy welurowy
fotel w salonie stoi
obok ciosanej z
grubego drewna ławy.
Ale niczego nam nie
brakuje - opowiada.
Meble znajdują z
reguły
przypadkiem. -
Ludzie wystawiają je
przed śmietnikami w
całym mieście, nie
trzeba ich
specjalnie szukać.
Dużej kanapy trudno
nie zauważyć - mówi
Kuba. Jeśli ma się
trochę szczęścia,
można trafić na
używaną, ale sprawną
pralkę czy lodówkę.
- Wszystkie sklepy
AGD mają obowiązek
przyjmować od
klientów stary
sprzęt. To dla nich
problem, bo muszą
zająć się jego
utylizacją, więc
chętnie go oddają za
darmo - opowiada
Kuba.
Na podobnej zasadzie
da się skompletować
garderobę. - Ludzie
wychodzą ze sklepu
obuwniczego w nowych
trampkach, a stare
od razu wyrzucają do
śmietnika. Te
wyrzucone często są
dobre, wystarczy je
wyprać i wyglądają
jak nowe - mówi
Paweł, pokazując
znalezioną w ten
sposób parę butów
marki Converse.
Niestety, nie
wszystko da się
zdobyć za darmo. -
Chcemy prowadzić
normalne życie, a
byłoby o to trudno,
gdy się mieszka na
squacie, bez środków
higienicznych,
komputera czy
telefonu. Ale jeśli
już jesteśmy
zmuszeni iść z
systemem na
jakikolwiek
kompromis, to
sięgamy do portfela
bardzo rozważnie -
mówi Marta Gałecka.
Nie kupują produktów
pochodzenia
zwierzęcego, używają
kilkuletnich
komputerów i
darmowego
oprogramowania. A
jeśli muszą gdzieś
pojechać, nie
korzystają z aut.
Poruszają się
wyłącznie
komunikacją miejską.