WIELCY LUDZIE

BŁ. ELŻBIETA OD TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ
 

 

Elżbieta Catez (1880-1906), w zakonie siostra Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej; beatyfikowana 25 XI 1984 roku przez Jana Pawła II

Wielkim odkryciem wiary dla bł.Elzbiety stały się listy św. Pawła, a zwłaszcza fragmenty mówiące o odwiecznym powołaniu człowieka przez miłującego Boga do zjednoczenia z Nim. Tam też nasza Błogosławiona odnajduje swoje "nowe imię" (Laudem Gloriae), w którym odkrywa istotę swego powołania i swej misji.

Jej Wiara staje się światłem podczas nocy ciemnej.Nasza karmelitanka lubi powtarzać, że wiara jest niebem w ciemnościach, że Bóg udziela się nam nie inaczej jak w wierze i ona właśnie daje nam udział w świecie niewidzialnym. Wiara ta staje się dla niej źródłem radości i miłości ku Bogu. "Jaką radością - pisze do swej matki - jest wierzyć, iż Bóg kocha nas tak bardzo, że w nas zamieszkał, czyniąc się towarzyszem naszego wygnania, zaufanym i przyjacielem w każdej chwili", czy w innym liście: "Wydaje mi się, że znalazłam moje niebo na ziemi, ponieważ niebem jest Bóg, a Bóg jest w mojej duszy. W dniu, w którym to zrozumiałam, wszystko się we mnie rozjaśniło".

Poznanie Bożej miłości staje się jej jedynym pragnieniem. Na dwa lata przed swą śmiercią pisze do kanonika Angles: "nie proszę Boga o nic innego, tylko o to, bym pojęła tę wiedzę miłości, o której mówi św. Paweł i której głębię moje serce chciałoby przeniknąć".

Zwłaszcza w ostatnich miesiącach życia Elżbiety miłość ta, oczyszczona w doświadczeniach nocy i umocniona przez cierpienie, jest świadomie przeżywana jako miłość czerpana od Chrystusa "ukrzyżowanego z miłości", i która do Niego pragnie się we wszystkim upodobnić. Wyniszczająca choroba, która doprowadzi ją do śmierci, przeżywana jest jako miłosne utożsamienie się z Chrystusem, do tego stopnia, że Siostra Elżbieta wprost prosi Jezusa - i ten wątek jest dla niej charakterystyczny: "abym była dla Niego [Chrystusa] jakby nowym człowieczeństwem, w którym mógłby ponawiać wszystkie swoje tajemnice".

Cechuje Ją milczenie-Ze względu na tę cechę nazywa się ją często "milczącą Świętą". Aby pozostać jak najbardziej wrażliwą na natchnienia Ducha Świętego i zachować w duszy udzielane jej łaski Elżbieta, jak wszyscy wielcy mistycy, dowartościowuje i wybiera milczenie i samotność, charakterystyczne zresztą dla życia karmelitańskiego

Wartość milczenia wewnętrznego Elżbieta Catez odkrywa i zaczyna praktykować jeszcze w życiu świeckim, co oczywiście pogłębia się potem w Karmelu. W czasie ostatnich swych rekolekcji pisze: "Reguła moja powiada: "w milczeniu... leży wasza siła". Skupić moc swoją w Panu to znaczy przez milczenie wewnętrzne sprowadzić do jedności wszystkie władze mej istoty, zebrać wszystkie, by je zająć jedynie miłością". W tym wewnętrznym milczeniu i samotności duszy dokonuje się dzieło zjednoczenia z Bogiem i w tym klimacie jest ono przeżywane. Stąd też Elżbieta z naciskiem zwraca uwagę również na ten aspekt swej duchowej drogi.

Na prawie dwa lata przed śmiercią, zwraca się do Boga słowami: "pomóż mi zapomnieć o sobie samej", co wskazuje na to, że to jej "wyjście z siebie" jeszcze nie dokonało się w pełni. Ostatnie szlify tego dzieła Bóg dokona w tych ostatnich dwóch latach jej życia, w czym istotną rolę odegra fizyczne cierpienie choroby, która doprowadzi do jej śmierci.

Pięknym wyrazem przemiany, która doprowadziła bł. Elżbietę do pełnego zjednoczenia z Bogiem są jej listy z tego okresu oraz zapiski z ostatnich rekolekcji, które podczas choroby odprawiła na trzy miesiące przed swą śmiercią.

Jej śmierć była tego rodzaju, jak opisuje to św. Jan od Krzyża w Żywym Płomieniu Miłości o śmierci dusz zjednoczonych z Bogiem:

Sama Elżbieta na dziesięć dni przed śmiercią, gdy nastąpiło gwałtowne pogorszenie jej stanu i myślała, że nadszedł chwila śmierci, słysząc bijące w południe w kościołach dzwony na "Anioł Pański" mówi do przeoryszy: "Matko, te dzwony zachwycają mnie. Głoszą odejście "Uwielbienia Chwały" - tak siebie nazywała - Przy dźwięku tych dzwonów umrę z radości". Wreszcie, ostatnie zrozumiałe słowa jakie wypowiedziała umierając były: "Wchodzę w Światło, w Miłość, w Życie". Tak więc śmierć Błogosławionej i jej okoliczności również wydają się potwierdzać fakt osiągnięcia pełnego zjednoczenia z Bogiem, które stanowiło ukoronowanie jej drogi duchowej.

Elżbieta w czasie choroby ma 25lat