ZAMONTOWAŁ FIGURĘ BUDDY NA
OSIEDLU. PRZESTĘPCZOŚĆ SPADŁA O 82%
Dan Stevenson nie jest
buddystą, ani w ogóle nie wyznaje żadnej religii. Dla żartu
postanowił postawić na skrzyżowaniu przed swoim domem w
Oakland 60-centymetrowy posąg Buddy, który kupił w sieci
sklepów budowlanych i ogrodowych Ace. Pomyślał, że może ten
mały gest przyniesie odrobinę ukojenia dzielnicy w której
było niemało przestępstw i wykroczeń: śmiecenie, bazgranie
po ścianach, handel narkotykami, prostytucja, rozboje i
włamania.
Ale wtedy stało się coś, czego nie przewidział. Mieszkańcy
zaczęli przynosić ofiary pod posąg Buddy: kwiaty, świece,
jedzenie. Grupa wietnamskich kobiet w buddyjskich szatach
zaczęła wznosić modlitwy pod posągiem.
I otoczenie też się zmieniło.
Ludzie przestali wyrzucać śmieci. Przestali demolować
budynki. Handlarze narkotykami zniknęli z tego rejonu.
Policja stwierdziła, że od 2012 roku, gdy wyznawcy Buddy
zaczęli pojawiać się tam na codzienne modlitwy, liczba
przestępstw spadła o 82 procent, licząc do dnia
dzisiejszego. Liczba rozbojów zmniejszyła się z 14 do 3,
napadów z 5 do 0, włamań z 8 do 4, handlu narkotykami z 3 do
0.
Stevenson twierdzi, że wietnamskie kobiety przynoszą różne
orientalne przysmaki i owoce, a ponieważ nie ma co z nimi
zrobić, to zabiera je do domu i zjada. Jak twierdzi, są
pyszne. Próbował również przekonać wyznawczynie, że nie
postawił posągu ze względów religijnych, ale nie słuchały
go.
Do dziś, codziennie o 7. rano, wyznawcy zbierają się pod
posągiem, dzwonią dzwoneczkami i recytują poranne modlitwy.
Początkowo samotny posąg stał się teraz wielką kapliczką, z
drewnianą konstrukcją wysoką na 3 metry, różnymi religijnymi
obrazami, zapalonymi kadzidełkami i ofiarami z owoców.
„Ludzie wyrzucali tu kiedyś
śmieci” - twierdzi mieszkanka Alicia Tatum, która chodzi
tamtędy z psem. „Ale teraz jest tam coraz więcej kwiatów i
pojawiają się tam ludzie punktualnie rano.” W weekendy
przychodzi jeszcze więcej osób - biali, czarni, a dwa
tygodnie temu byli tu nawet niemieccy turyści.
Nie obyło się jednak bez
kłopotów. Po zamontowaniu posągu złodziej próbował oderwać
go od chodnika, ale Stevenson domontował do niego stalowy
pręt i dużo kleju („za 35 dolarów”) i teraz Budda ani
drgnie. Wkrótce po zamontowaniu jeden z mieszkańców wysłał
skargę do ratusza, ale mieszkańcy głośno sprzeciwiali się
jakimkolwiek planom demontażu posągu i miejscy urzędnicy
postanowili odłożyć decyzję w tej sprawie, „do czasu jej
dogłębnego zbadania”. Badają już 2 lata, a Budda stoi dalej.
Czy taka sytuacja mogłaby się wydarzyć w Polsce? Sami sobie
na to odpowiedzcie, a jestem pewien, że nikt nie ma złudzeń
co stałoby się z takim posągiem w centrum dowolnego miasta w
naszym kraju. Bojownicy o krzyż bardzo skutecznie zrównaliby
go z ziemią, nawet jeżeli nie miałby specjalnie religijnego
znaczenia. O ile oczywiście nie zostałby najpierw ukradziony
do czyjegoś ogródka. Ewentualnie wystraszone władze miasta
po cichu usunęłyby posąg, żeby nie budzić kontrowersji i nie
sprowadzać na urzędników kłopotów i niepotrzebnego
zainteresowania mediów. Powinna być to dla nas lekcja
udanego przyczyniającego się do pokojowego rozwijania
współpracy i pluralizmu we wspólnocie, która buduje - nawet
jeżeli cała otoczka jest dla nas nieco egzotyczna.