Aby zrozumieć drogę każdego ludzkiego życia na Ziemi w
większym okresie czasu, trzeba mieć trochę wiedzy na temat
duszy ludzkiej. Trzeba wiedzieć, że Bóg mieszka w każdym
człowieku w formie iskry bożej, która jest w środku każdej
duszy. Jej celem jest uduchowić materialne ciało. Starożytna
literatura duchowa pełna jest takich określeń, że celem
duszy jest spalić swoje fizyczne ciało.
W procesie poznawania tajemnic życia energia duszy rozszerza
się, aż doprowadzamy duszę do całkowitego światła... na
naszej duchowej drodze zmartwychwstajemy w ciele w formie
czystego światła. Jeśli zatrzymamy się zbyt długo w danym
punkcie życia ryzykujemy tym, że staniemy się zagubioną
duszą... nasza iskra boża otacza się coraz grubszymi
fizycznymi otokami. Oznacza to, że dusza nie może powrócić
do Źródła.
Toteż należy zrozumieć te słowa, które mówią o ogniu
trawiącym lub płomieniu. To ta maleńka iskierka boskości w
duszy spowoduje ten pożar... wszystko po to, aby wypalić
gęstą materię i doprowadzić się do czystej formy duchowej.
Często słyszymy, że po śmierci człowieka jego ciało jeszcze
przez długie lata zachowało swoją formę, nie uległo
rozpadowi, wygląda jakby spało. W tym ciele żyła
zaawansowana dusza i przekształciła to ciało z cząstek
subatomowych w światło. Znają to zjawisko nie tylko
chrześcijanie (św. Teresa z Avila, św. Bernadetta, św.
Katarzyna z Genui, św. Jan Bosko, itd), również znają to
zjawisko Hindusi i takich ludzi nazywają świętych, nawet nie
potrzebują wyświęcania ich przez ich religię, spotkałam się
z jednym takim przypadkiem Indianki, młodej dziewczyny
żyjącej w Brytyjskiej Kolumbii. Znaleziono jej nienaruszone
ciało podczas likwidowania cmentarza, złożono go do grobu
wiele lat wcześniej, w dodatku na podmokłym terenie. Jak
niosą o niej słuchy była to bardzo uduchowiona istota i
ludzie jeszcze długo po jej śmierci modlili się do niej, aby
im pomagała już z drugiej strony.
I mamy na Ziemi dusze młode, słabe i ich iskra boskości jest
mocno otoczona gęstymi osłonami materii i ciężko je
rozrzedzić. Każda taka iskierka jest otoczona trzema
pokładami węgla ... ale kiedy ta iskierka jest mocniej
dmuchana zaczyna rosnąć jej płomień, oświetla inne ciała:
fizyczne, astralne i mentalne... i tak trzy ciała zaczynają
budzić się do życia (fizyczne, astralne, mentalne). Ten
proces jest dobrze znany buddystom. Kiedy dany człowiek
staje się bardziej duchowy, więcej wypala w sobie węgla i
stopniowo zwiększa w sobie światło. W chwili rozproszenia
gęstych pól: fizycznego, astralnego, mentalnego, ten stan
nazywamy formą duchowego umierania po to, aby znowu narodzić
się w tym samym ciele, ale już z inną świadomością. Boska
iskra świadomości wypala trzy pokłady węgla, ale nie narusza
płaszczyzny duchowej, nie niszczy naszej duszy, tylko nas
rozzuje z zachowań przyziemnych, które mogą doprowadzić do
śmierci duchowej, w ten sposób umierając człowiek pozbywa
się karmy, uśmierca to co niepotrzebne i rodzi się w nowym.
Takie wypalanie karmy nie jest łatwe, ani dla ciała, ani dla
ducha, jest agonią zmysłów i konaniem ducha, ale to wszystko
rozszerza jego wewnętrzną wolność, tam gdzie już Bóg może
działać bez przeszkód, dlatego ten stan często zwie się
śmiercią. Chrystus często nam mówi, abyśmy się nie lękali
utraty świata materialnego.
W
zaawansowanym ciele człowieka istnieje mniej tych węglowych
atomów i łatwiej je spalić. To tak piszę ogólnie, ponieważ
jest to bardziej zaawansowany proces i nie łatwo go
zrozumieć, szczególnie kiedy ludzie go nie doświadczają. W
chwili zmartwychwstania ciała do czystego światła znacznie
poszerza się nasza świadomość. (więcej o ciele węglowym
znajdziecie tutaj:
LINK!).
Nasze nowe inkarnacje nie różnią się zbytnio od naszego
ziemskiego snu. Wieczorem idziemy spać. Podczas snu
przywracamy ciału energię, a następnego dnia odrodzeni
budzimy się i jesteśmy gotowi do nowych wyzwań. Po śmierci
ciała fizycznego też następuje taka regeneracja ciała
duchowego, aby mogło ponownie powrócić już do nowego ciała
fizycznego i nadal kontynuować swoją duchową podróż.
Tylko mamy jeden wielki problem, większość ludzi nie pamięta
swojego poprzedniego stanu, stąd nawet nie chcą słyszeć o
poprzednich wcieleniach. Ale osobiście również uważam, że
jest to dla człowieka wielkim błogosławieństwem, ponieważ ta
pamięć utrudniałaby myślenie nowo wcielonej duszy w ciało,
poprzednie życia hamowałyby jej rozwój... i należy taki stan
zaakceptować, a nie rozrywać na siłę firany pamięci, grzebać
się w poprzednich wcieleniach, tym samym blokując swój
obecny rozwój.
Wyżej duchowy człowiek będzie używał intuicji, a nie
regresji hipnotycznej, ponieważ dla niego nie są już
atrakcją poprzednie wcielenia, to takie jego poprzednie
ubrania, których już się pozbył z własnej szafy. I tak nie
mamy łatwo, wracamy do świata gęstej materii, gdzie nie
obejdzie się bez traumatycznych zdarzeń, w dodatku dźwigamy
na sobie życie naszych rodzin, przyjaciół i innych ludzi...
i jeszcze nie wiem po co dokładać sobie pamięć poprzednich
wcieleń, to co powinniśmy wiedzieć zostało przeniesione do
naszego obecnego życia jako karma, którą tak czy owak
będziemy musieli przerobić. Dusza powraca do ciała ponieważ
jej doskonalenie jeszcze się nie zakończyło, musi zakończyć
karmiczne relacje, a nie zamrażać się w jednym miejscu z
czego oczywiście korzystają negatywne energie... i
odkręcając strumień energii w drugą stronę mocno blokują
takie osoby na drodze rozwoju duchowego.
W duchowej podróży nie możemy cofać się do tyłu tylko musimy
iść na przód. To jest prawo świętej geometrii, kiedy idziemy
do przodu nasze kryształy, z których jesteśmy zbudowani
formują się prawidłowo, bez względu na to jakie byłyby to
skomplikowane wzory, ponieważ jest to częścią naszej natury
i mamy to zapisane w swoim kodzie. Kiedy odwracamy się do
tyłu i cofamy się w naszej podróży burzymy nasze doskonale
ułożone kryształy, w ten sposób niszcząc swoje ciało
fizyczne, emocjonalne i mentalne, co oczywiście kiepsko
wpłynie tak na nasze zdrowie jak i nasz rozwój duchowy.
Nasz duchowy płomień rośnie w każdym wcieleniu i podnosi
osobistą Jaźń... i wracamy do życia choćby oczyścić jeszcze
tą "piętę Achillesa" jak to stoi w Biblii, że musicie
spłacić swój dług co do grosza.
Dlaczego tak się dzieje? Czyżby ten Bóg był aż tak skąpy?
Czy może nie pozwala nam to na dopięcie naszego procesu
ewolucyjnego, gdzie wszystko musi się zgadzać co do jednej
kropki (niczym w komputerze, zabraknie jednej "kropki" i nie
możemy "przejść dalej"), podobnie jest w naszym kodzie
genetycznym, musimy go naprawić, musi działać doskonale.
Jeśli tego nie uczynimy będziemy nieustannie trwać w tej
naszej podróży, kręcić się na kole Samsary, właśnie tacy
zamrożeni jak często nasze komputery.
Mamy dwie ważne bramy w procesie reinkarnacyjnym: jedna jest
bramą do świata form, tą fizyczną inkarnacją, gdzie
poznajemy dwoistość naszej duszy i zjednaczamy się w jedność
w ciele fizycznym (w chwili budzenia się Energii Kundalini
łączymy dwa strumienie energii, męski i żeński i wlewamy już
je w jeden kanał co oczywiście daje nową energię), zwana
jest bramą Raka (bramą 69) przez którą wchodzimy na Ziemię,
drugą jest brama w Koziorożcu, przez którą wracamy do świata
duchowego. Jedna brama wpuszcza nas do ziemskiej rodziny, a
druga do Królestwa Ducha. I tak wędrujemy w naszej duchowej
podróży.
W religii chrześcijańskiej uczy się nas, że Jezus Chrystus
dał klucze świętemu Piotrowi do bram Nieba i Ziemi.
Czy czasami tymi bramami nie są dwa znaki zodiaku: Rak -
"brama człowieka" i Koziorożec - "brama Słońca"?
"Brama Słońca" w numerologii występuje pod numerem 86 (8+6)
= 14/5, Uniwersalna Wolność, karmiczna liczba i nagroda,
czyli niszczyciel i odnowiciel. Taki człowiek zniszczył już
w sobie duże ilości karmy, ale ciągle jest na cyklu
ewolucyjnym, ale przychodzi już do tego życia z wyższego
pułapu, aby pomagać innym. Ci, którzy już nie wracają na
koło Samsary są zaznaczeni numerologicznie liczbą 89
(8+9=17/8 ), należą już do Uniwersalnego Braterstwa, są
wysoko zaawansowanymi duszami, obdarzeni dużą duchową
mądrością i jako wolontariusze pomagają niżej zaawansowanym
braciom i siostrom na Ziemi.
Rak i Koziorożec są dwoma znakami zodiaku kryjącymi
najgłębsze tajemnice - tajemnice wielkiego cyklu śmierci i
odrodzenia. Nadszedł czas, aby rozważyć to wszystko nowym
spojrzeniem. Żyjemy w niezwykłych czasach, miliony dusz
kończą swoją ziemską wędrówkę, to jest potężne kosmiczne
żniwo, duże masy ludzi dostąpią zmartwychwstania - czyli
nowych ciał, ponieważ wiele ludzi w nadchodzącym czasie
zakończy przeróbkę swoich ciał fizycznych. W przeszłości
niewiele dusz dokonało tego zadania.
I pamiętam mój sen z Bogiem z roku 2001, kiedy Bóg
zaprowadził mnie do Nieba, ale nie na zasłużony odpoczynek
jak ja się spodziewałam, tylko mi uchylił rąbka tajemnicy...
i tak jakby mi pokazał tylko jego przedsionek, a następnie
wyprowadził mnie w wielki łan pszenicy, którą miałam zebrać.
Byłam bardzo zdumiona, poruszona, a nawet oburzona, ponieważ
ta pszenica była bardzo zniszczona i pierwsze co ze mnie
wyszło to wielkie oburzenie, kto śmiał tak zniszczyć ten
piękny łan pszenicy, kto się na to odważył... a nad tą
pszenicą fruwały jakieś dziwne straszydła i próbowały mnie
porządnie nastraszyć. Druga skarga popłynęła w kierunku Boga
- "Boże przecież ja sama nie dam rady, to za ciężka dla mnie
praca, bo nie widać końca tego pola z pszenicą", a jeszcze
nie wiadomo skąd stanął na mojej drodze duży drewniany krzyż
i nawet, kiedy próbowałam go wyminąć, to ten jak żywy
zasłaniał mi drogę... była to zapowiedź nadchodzących
ciężkich dni... i zanim się obudziłam już płakałam i
prosiłam:
"Chryste pomóż mi, bo ja sama nigdy nie dam rady".
Ale to był tylko sen... eh te gwiazdy, tyle mi namieszały w
tym moim życiu.
Znajdują się w pewnym znaku zodiaku 83 gwiazdki, a jedna z
nich świeci bardzo mocno i całe to skupisko zwane jest przez
astronomów "ulem"... to wspaniały symbol naszej ludzkiej
rodziny... i to my bardziej przytomni musimy przyprowadzić
do swojego "ula" tych nieprzytomnych, którzy zbyt mocno
zanurzyli się w tej ziemskiej materii. I nie sztuka ich
zniszczyć po drodze, zepchnąć w piekielne otchłanie, tylko
uzdrowić, wskazać właściwą drogę i odbudować naszą Prawdziwą
Rodzinę.
Vancouver
19 Sep. 2016
WIESŁAWA
|